Obejrzałam wasze kocie szczęścia, są cudne. Takie różnorodne i oczywiście jak na koty przystało wyczuwam, że każdy jest niepowtarzalnym indywidualistą.
Przedstawiam wam więc mojego
Portosa.
Jest po mamie rasowej Maine Coon, ale tata to nie wiadomo jaki ;) Stąd w urodzie ma wprawdzie niewiele z mamy, ale charakter jak kotopies. Nawet chrumkał jak Maine Coony jak był malutki, ale teraz coraz rzadziej. Niedługo skończy 2 lata, waży 6 kg.
Budzi mnie zrzucając mi na głowę książki z półki. A gdy chce jeść to wzywa mnie do kuchni zrzucając z półek po kolei wszystkie przyprawy lub podręczne lekarstwa. Psotnik z niego spory i zawsze postawi na swoim.
To mieszczuch, ale bardzo lubi wyjeżdżać na wieś. W zasadzie w dzień chodzi tylko po ogrodzie, ale wieczorami wypuszcza się na dalsze spacery, jednak zawsze na noc wracał do domu. Próbowałam go tam trzymać na smyczy, ale nie ma siły - z każdych szelek się wywijał i pryskał na swobodę.
Dlatego namiastkę ogrodu ma na zaokiennym parapecie. Te parapety z balustradkami był przystosowywane dla niego (by nie spadł z okna), ale ponad połowę miejsca zajmują przez pół roku kaktusy, więc musi dzielić miejsce wśród doniczek - lubi tam spać.
Niektórzy już pewnie go znają, bo to kot jak byczek Fernando i ciągle by tylko wąchał kwiatki. Sesje fotograficzne z kaktusami i storczykami nie mogą odbyć się bez niego. Wiem też kiedy zakwitnie Echinopsis, bo wówczas Portos od rana waruje z nosem przy pąku:
