Co do temperatur, to mnie pocieszyłaś,
Gogi
A u mnie cisza ostatnio... Co prawda, coś tam gdzieś tam rośnie, nawet nowe odbicie z pędu się pojawiło (dziwne jakieś takie, ostre, a może to kei.. hm hm hmm..? ;) ). Wprawdzie od trzech dni mam cymbidium i falka do odratowania (i oddania), a jednak... dawno już nic nie kupiłam. Smutno jakoś bez tych emocji ciągłych nowości... ;)
Tego falka co teraz ratuję, sama kiedyś dałam w prezencie. Kwitł dużymi białymi kawiatami, ale sama roślina jest bardzo drobna, listki ma prawie jak miniaturka. Stracił kilka liści. Podobno został zasuszony, rzadko był podlewany i stał w pyle w środku remontu- do mnie trafił dopiero po jakimś czasie (wcześniej ratowany przez moją mamę), ale o dziwo wyciełam mu sporo pogniłych korzeni i w sumie to nie wiem co mu jest. Czy to możliwe, żeby tylko od 2 czy 3 obfitych podlań zgniły korzenie..?
Wczoraj rozgrzebałam cymbidium. Kilka małych ślimaczków przyczepionych do korzeni. Bardzo twarda, zbita, duża i bardzo mokra bryła korzeni oplecionych wokół podłoża. Praktycznie nie można z niej było nic wydłubać. Niektóre korzenie miękkie, ale większość dobra. Obcięłam kilka zgniłych z wierzchu, przesuszyłam trochę, dałam większą przezroczystą doniczkę, zrobiłam dobry drenaż, przy ściankach dosypałam węgla drzewnego... Nic więcej nie mogę zrobić, chęć rozbicia tej bryły korzeniowej równałaby się zniszczeniu korzeni. A cymbidium podobno wyjątkowo nie lubi grzebania przy korzeniach. Trudno, zostawiam i mam nadzieję, że sobie to moje cymbidium poradzi, będę ostrożnie podlewać. Dobrze, że wiem co ma w środku.
No i ostatnie, niezbyt dobre wieści- z mojego schorowanego bordo raczej już wiele nie będzie. Dwa dni temu dostrzegłam, że stożek wzrostu zrobił się brązowy i miękki wewnątrz, choroba postępuje po miesiącu przerwy. Mimo przelewań bioseptem i innych działań odkażających. Wystawiłam go na klatkę schodową, w domu nie mam gdzie go trzymać w izolacji i stał w ciemnym kącie, może to go jeszcze dobiło. Nie wiem już czy bawić się znów w Topsin, czy dać spokój i czekać aż liście odpadną. I co potem: czy przy takich chorobach czeka się na odbicie od korzeni czy nie warto, bo choroba przejdzie? Nie było to przecież zwykłe zalanie stożka, tylko jakaś dziwna niezidentyfikowana do końca choroba...