Witajcie kochani, niestety nie na włościach, bo do działki nadal mam za daleko, żeby ją odwiedzić ot tak, na godzinkę, czy na dwie. Ale jeśli wszystko potoczy się składnie i wiosna rzeczywiście przestanie się ociągać, za tydzień wyruszymy na pierwsze roboty działkowe
Najpierw nastąpi dokładna lustracja roślin, sprawdzę czy i jakie straty spowodowała zima, potem poucinam wszystko to, czego nie oberżnęłam jesienią, a powinno zostać wyrżnięte. Trzeba uprzątnąć resztki bylin, skosić barwinek, zgrabić liście z trawnika, wywalić na kompost jakieś siano czy inne roślinne śmieci. Jabłonki nie będę ciąć, bo chciałabym doczekać chociaż jednego jabłka, a jeśli znowu odetnę jej kolejne gałązki, to szansa na owoce zmaleje do zera... Biedna jabłonka, jak nie mszyce, to szalona baba z sekatorem
Leszczyny potnę bezwzględnie, bo mają rosnąć jako drzewka. Pewnie nie uda mi się konsekwentnie utrzymać takiego pokroju, ale będę próbowała. Hortensje też zetnę, a niech tam, najwyżej zakwitną później, albo wcale. Podejrzewam, że cięcie będzie ostre, bo i zima nie była wcale taka łagodna, jak rok wcześniej, na razie zakładam, że szkody mrozowe będą u nich spore i już się z tym pogodziłam.
Bardzo jestem ciekawa jak poradziły sobie rośliny w szkółce, trzmieliny, forsycja, te wszystkie badylki wtyknięte w ziemię z zamiarem ukorzenienia? No i azalie na wywaczasach (dostane w paczce od Mory, bo u niej na mocno zasadowej ziemi chorowały i nie chciały być zdrowe i piękne). A perukowiec? I żylistek? I obie budleje? I cebule posadzone jesienią? I borówki wysokie, berberys koreański, jagody kamczackie. I wszystkie byliny przesadzone na nową grządkę w "rynnie". I złotokap, a właściwie złotokapek opatulony po sam czubek nosa? A młode róże pięknie kwitnące i pachnące? Niepokoję się o nie bardzo, są takie wspaniałe i takie delikatne...
Trzeba też sprawdzić, jak przezimowały karpy dalii i dziwaczka. I jeden jedyny żółty mieczyk. W piwnicy było im na pewno odpowiednio chłodno, ale czy myszowate ich nie zeżarły? Oto jest pytanie! Kiedy wykopałam karpy z ziemi, ułożyłam w kartonach i przesypałam trocinami, na wierzch co drugi dzień sypałam też zatrute ziarno dla myszowatych. I co drugi dzień ziarna nie było, czyli myszowate hulały w najlepsze. A przez zimę poczęstunku nie powtarzałam, bo mnie tam nie było, no i teraz lekko drżę, czy myszowate same się nie poczęstowały pysznościami w kartonach. Pożyjemy - zobaczymy...
W tym sezonie nie zamierzam kupować kolejnego miliona roślin różnych, takie podjęłam postanowienie noworoczne i na razie się tego trzymam. Ciekawe jak długo wytrzymam

Mam w planach uporządkowanie kępy drzew, dosadzenie tam trzmielin, czeremchy, kruszyny, wierzby i czegoś jeszcze, ale najpierw trzeba się mocno napracować nad przygotowaniem dla nich siedliska. Będę próbowała też zrobić kącik ogniskowy osłonięty iglakami, ale jak sobie pomyślę o kopaniu dołów pod nasadzenia w zbitej glinie, to już teraz wolę z tego pomysłu zrezygnować... Samo ognisko bez iglastego zakątka też mi wystarczy. No i wędzarnia! Tak bym chciała mieć wędzarenkę, już od kilku lat opracowuję temat, szukam inspiracji, zdjęć i opisów, ale nadal nie znam się na tym zupełnie, murarzem nie jestem i nie wiem co z tego całego mojego chcenia wyjdzie.
Po cichu am powiem, że mamy w najbliższym czasie jeszcze jedną inwestycję. Ta nie wymaga od nas wielkiej pracy w ogrodzie, raczej wymaga zarobienia wcześniej odpowiednio dużej kasy, a potem zmniejszy ilość czasu i wysiłku poświęcanego na koszenie działki. Na razie nic więcej nie powiem, jak już sfinalizujemy zakup, to pokażę nową zabaweczkę Sz.M. Podobno już na niego czeka na drugim końcu Polski, trzeba tylko wynająć przyczepkę i przejechać z nią w tę i nazad, a potem tam, i znowu z powrotem do domu, żeby przyczepkę oddać. Dlaczego nie można wynająć przyczepki "tam", a oddać "tu", przecie sieć stacji wypożyczających jest w całej Polsce i to by znacznie ułatwiało i przyspieszało cały biznes. Jeden klient wynajmie przyczepkę w Gdański, a odda w Rzeszowie, drugi odwrotnie, z czasem bilans wyjdzie na zero, a ile mniej pustych przelotów i bez sensu spalonej benzyny! I to się nie opłaca?
Mam zamiar kupić kilka malin różnych odmian. Sadzi się je wiosną, a jesienią już można otrzymać pierwsze owocki. Może uda mi się przygotować miejsce pod płotem, takie własne maliny na syropek, czy na nalewkę, mniam, fajnie byłoby je mieć, prawda? Ale z drugiej strony płotu, paręnaście metrów dalej w chaszczach rosną dzikie maliny, obawiam się, czy jakieś robale albo choroby nie będą mi się panoszyć na moich tzw. szlachetnych? Na razie robię "doktorat" z malin, już zdecydowałam się na Glen Ample, Laszkę i Polesie, no i oczywiście na Polkę. Zastanawiam się jeszcze nad Beskidem i Polaną, miejsca mam sporo, ostry sekator też, niech sobie rosną na zdrowie, skoro mogą

Tylko czy dam radę zrobić wszystko naraz w dwa dni, na otwarcie sezonu ogródkowego? Już dziś zaczynam trenować
