Chciałam podziękować każdemu z osobna, ale tak szybko zniknęła informacja z konkursem, że nie zdążyłam skopiować, a teraz obawiam się, że mogłabym kogoś pominąć. Dlatego też dziękuję wszystkim razem, jestem Wam ogromnie wdzięczna, że pomimo mojej sporadycznej ostatnio obecności, pamiętacie o mnie i dajecie tego dowód

Aniu-anabuko1, Tobie dziękuję szczególnie za zgłoszenie, naprawdę jest mi bardzo miło

Ostatnio na nic nie mam czasu, czas leci jakby gdzieś się spieszył, wszystko robię szybko. Mimo, że miesiące letnie sprzyjają rozleniwieniu, to w tym roku nie ma o tym mowy. W lipcu, sierpniu i jeszcze we wrześniu jest wyjątkowo dużo godzin do wypracowania, co przy pracy zmianowej przekłada się na większość ilość dyżurów. Nie raz się zdarza, że po dyżurze mam tylko jeden dzień wolnego, który przesypiam, czyli dzień zaliczam do zmarnowanych
Teraz jest już nareszcie czym oddychać, na dodatek spadł od dawna wyczekiwany deszcz i praca stała się łatwiejsza. Dzisiaj zresztą też pada od samego rana, co akurat mnie cieszy, bo deszczu zbyt dużo nie była, a ja i tak na działkę będę mogła się wybrać w następnym tygodniu, to niech w tym czasie leci sobie darmowa woda z nieba. Żeby tylko pomidory na tym nie ucierpiały, spryskałam je od zarazy i jak na razie trzymają się zdrowo, ale wiadomo co będzie dalej? Wszyscy Ci, którzy nie zadbali o opryski przeciwko ZZ, właściwie nie mają już pomidorów, w tym mój Tata. Od dawna miał je jedynie w szklarni, w tym roku miał jednak tyle sadzonek, że posadził i pod chmurką. Mówiłam mu, żeby nie czekał, ale on zawsze wie lepiej i gruntowe krzaczki stracił. A miał je piękne, moje nawet w połowie nie są tak obsypane owocami
Na szczęście u Teścia pomidory rosną jak marzenie i już nawet zaczęłam zamykać je w słoiczki. U mnie jedynie borówka jak zwykle spisała się na medal i nie nadążam z produkcją pierogów
, bo w takiej formie najwięcej jej zjadamy. Oczywiście jemy i na surowo, ale nie dalibyśmy rady tyle przejeść i od kilku już lat zajadamy się pierogami.
Działka w tym roku mnie nie zadowala, czegoś jej brakuje i nie mogę dojść czego. To nie to, co było zawsze, jest jakoś mniej kolorowo, a przecież wszelkiego rodzaju sadzonek miałam od metra. Zupełnie nie wzeszły ostróżki jednoroczne, kosmosy i szałwia trójbarwna, maki pokazały się w niewielkiej ilości. Może to właśnie ich mi brakuje? Zawsze siały się w ogromnej ilości, a tym razem nie ma ich wcale. Nasiona ostróżki mam, resztę będę musiała dokupić, bo one jednak dawały tło i nie zostawiały miejsca dla chwastów.
Ale mam i przyjemności działkowe. Na pewno nie pamiętacie już, że kilka lat temu miałam krwiściąga o drobniutkich kwiatkach. Bardzo się rozrósł, chciałam go podzielić i albo Filip zrobił to nieumiejętnie, albo coś innego się zdarzyło, w każdym razie roślina tych zabiegów nie przeżyła. W następnych latach w tym miejscu rosły jakieś jednoroczne, a w ubiegłym eM posadził tam niewielką rutewkę, dla której było to miejsce jak znalazł
Na razie jednak tam zostanie, bo nie będę ryzykować, za dwa-trzy lata będę się zastanawiać jak do niego podejść, a na razie niech sobie spokojnie rośnie nie niepokojony przez nikogoPonownie zaczynają kwitnąć róże, lepiej, gorzej ale bardzo się starają


Martuś, robienie octów jest niezwykle proste. Jestem zupełnym laikiem, zaczęłam dopiero w tym roku, a mam już pełną szafkę kolorowych buteleczek. Ostatnio zlałam wiśniowo-ogórecznikowy i od razu dołączył do grona tych "naj"
Czas dzielę na wszystko, na działkę też go mam, chociaż rzeczywiście jakoś mniej niż zazwyczaj. Łąki mnie ciągną, tam jest tyle skarbów i aż mi żal, że nie ze wszystkiego mogę skorzystać. Robię niewielkie ilości, potrzebuje wszystkiego po odrobinie. Wczoraj odkryłam kolejne bardzo aromatyczne ziółko, większość łąki pokryła się dywanem oregano, z daleka poznałam jego maleńkie kwiatuszki. To działkowe nie miało takiego aromatu, wczoraj przytargałam do domu pół reklamówki, a dzisiaj już mam wysuszone i ukruszone.
Jeżówki w tym roku niestety marnie sobie radzą, co mnie bardzo martwi, bo to moje ukochane kwiaty. Jest kilka pięknych, ale to ledwie kilka sztuk, pozostałe nawet nie nadają się do pokazania. Jak wyglądały w ubiegłym roku za bardzo nie wiem, bo jednak więcej mnie nie było, niż byłam, a o zadbaniu, czy też nawożeniu mogłam zapomnieć
W tej chwili nawet nie wiem jakie mam, a jakie zginęły, za bardzo jestem zabiegana i nie mam kiedy tak naprawdę się nimi zająć. Białą kuleczkę doskonale rozpoznałaś, brawo
Czasami nie zauważamy pewnych detali, nie zawsze wszystko odbywa się po kolei, widać tej kuleczce było spieszno, prześcignęła wszystkie inne

Soniu, rodgersję mam już tyle lat, że nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej nie być. Nie do każdej rośliny aż tak się przywiązujemy, ale mamy swoje ulubione, a w każdym razie ja takie mam i te po prostu muszą znaleźć miejsce w moim ogrodzie. Rodgersja jest cudna przez cały sezon, nawet jeśli nie zakwitnie, co jej się co jakiś czas zdarza

Szkoda mi dębolistnej hortensji, była u mnie kilkanaście lat i przyjdzie nam się pożegnać. Przez kilka pierwszych lat przemarzała praktycznie co roku, ale odbijała od korzeni i nie wpływało to na jej wygląd. Niestety teraz po prostu szpeci, z ziemi nie wypuściła nawet jednej marnej gałązki. Próbowałam sama ją wykopać, ale nie dałam rady. Muszę poczekać aż eM wydobrzeje i wtedy zagonię obu chłopaków do roboty, bo dla obu znajdzie się zajęcie. Pod piłę musi pójść jabłonka, osłabiona rakiem, podczas ostatniej ulewy złamała się na rabatę różaną, na szczęście nie robiąc większych szkód.
Mydełka i inne dobra robię przed, albo po nocnym dyżurze. Dorobiłam jeszcze dwa kolejne octy, z wiązówki błotnej i wiśni z ogórecznikiem. I muszę przyznać, że ten ostatni jest palce lizać. Teraz jeszcze lawendowy się tworzy i to chyba będzie koniec octowej produkcji. na szczęście one się nie psują, to mogą stać długo, bo mam dobrych kilka litrów, tyle nie wykorzystam. Ale chęć tworzenia była silniejsza niż rozsądek

Dorotko, płyn do płukania ściągnęłam od Ciebie
Oprócz mydeł, robię jeszcze płyn do naczyń i do prania, oba świetne i po kupne już nie sięgnę. Planów mam jeszcze dużo, ale na razie muszę się nacieszyć, co już umiem, kolejne szczeble będę zdobywać w późniejszym czasie.Wykopałyśmy kilka liliowców i wszystkie do tej pory rosną u mnie, a na dodatek tak się już rozrosły, że będę musiała je dzielić. Piękne są, ale po tych kilku latach wielkie jak kobyły


Danusiu, już mam pełne szafy, do zimy chyba miejsca mi zabraknie
Właśnie w tej chwili przeliczyła swoje liliowce i wyszło mi, że mam ich przynajmniej dziesięć
Zupełnie nie wiem, jak udało mi się je wepchnąć na rabaty, tym bardziej, że jeszcze niedawno zapewniałam, że zupełnie ich nie lubię. Zaczęło się do Jadzi, to od niej dostałam pierwszego, a może nawet i dwa i przepadłam. Ale więcej nie uda mi się już wcisnąć, nawet moja działka ma swoje granice

Dorotko, własna produkcja kremów przesunęła się w czasie, w ostatniej chwili zajęcia zostały odwołane. Ale na pewno tego nie odpuszczę i albo sama zgłębię temat, albo poczekam na kolejny kurs. W końcu na początku i mydła wydawały mi się bardzo skomplikowane, a teraz nie mam z nimi żadnych problemów. Przed pierwszym nie mogłam zasnąć w nocy, takie to były emocje

Moja rodgersja nie ma żadnych wymagań, rośnie tam, gdzie jej wyznaczę miejsce. Gdybym miała się kierować wskazówkami z netu, to posadziłabym ją w półcieni, dbałabym o regularne podlewanie i przykrywała na zimę, bo podobno wymarza
U mnie rośnie w pełnym słońcu, nigdy nie dostaje dodatkowej porcji wody i nigdy nie wymarzła. Jeśli Ci się nie spieszy, to na wiosnę mogę Ci ją wysłać, bo systematycznie usuwam jej nadmiar. Zajmuje dużo miejsca i jeśli mogłabyś jej tyle dać, to byłaby perłą w ogrodzie. U mnie nie może sobie tak poszaleć, ale i tak ją uwielbiam. Rutewkę posadziłam i rośnie, to chyba nie jest trudna? Mam cztery i każda jest inna, ale każda kwitnie w różowym kolorze. Jedna ma ze trzydzieści centymetrów, druga sześćdziesiąt, trzecia nie osiąga stu pięćdziesięciu, a czwarta buja gdzieś w obłokach. Chyba najbardziej podoba mi się ta trzecia, bo mogę ją dokładnie obejrzeć, ale ta jeszcze nie kwitnie tak spektakularnie, widać potrzebuje więcej czasu. Musiałabyś poczytać o nich, żeby znaleźć tę najlepszą dla siebie, tylko dwie mają imię i to te podarowane, kupne są bezimienne

Marysiu, starszego syna nie widziałam już przeszło półtora roku
, może na jesieni uda mu się wreszcie przyjechać, bo dopiero teraz otrzymał drugą dawkę szczepionki. W Holandii każdy miał swój czas na szczepienie, nie było przyspieszeń ani opóźnień, musiał czekać szaliczek Guliwera. Na nadmiar deszczu nie mogę narzekać, pada bardzo umiarkowanie, raczej rzadziej niż częściej, ale przynajmniej ostatnio wystarczająco, żebym nie musiała latać z wężem

Dębolistna chyba najbardziej wrażliwa na mrozy, ale miałam nadzieję, że z tego wyrośnie, jak z chorób wieku dziecięcego


Aniu. lilie dużo gorzej kwitną niż zazwyczaj. Te, które pokazuję są
, ale jest sporo takich, których pokazać nie można. Na szczęście to raczej przypadłość tegoroczna, w następnym roku powinny ponownie zachwycić swoim wyglądem. Sporo lilii objadły ślimaki i te są poskręcane i albo nie kwitną wcale, albo bardzo marnie. Szczęście, że te paskudy nie dorwały się do wszystkich i przy takiej ich liczbie nie rzuca się to za bardzo w oczy.Hortensja raczej nie wyschła, za każdym razem ją podlewam, tak jak i wszystkie inne. To raczej mróz ją wykończył. Już podupadła w ubiegłym roku, ale jeszcze ja ratowałam, w tym niestety nie ma już co ratować. Straszy jedną zieloną gałęzią, reszta sterczy sucha

Aniu, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za zgłoszenie


Lucynko, spokojnie, gdzie jak gdzie, ale u mnie to raczej stagnacja. sama widzisz, że więcej mnie nie ma, niż jestem, ale mam nadzieję, że w końcu się zmobilizuję i zacznę bywać tu częściej, bo to jednak wstyd tak zaniedbać przyjaciół
Mam jednak tyle zajęć, że nie zawsze się wyrabiam, a jeszcze i po książkę wyciągam rękę. A doba ciągle ma jedynie 24 godziny, a i spać czasami trzeba. Dzisiaj np. mimo iż wróciłam z nocnego dyżuru i to wcale nie z takiego, na którym można przyłożyć głowę do poduszki, nie spałam ani chwili. Co prawda położyłam się na godzinę, ale zasnąć mi się nie udało. Nie oznacza to, że pracowałam cały czas, oczywiście, że nie, ale zawsze jakieś zajęcie sobie znajdę (nie obyło się bez ukręcenia kolejnego mydełka
)Nad morzem oczywiście byliśmy i to nie raz, ale nawet dwa, tydzień po tygodniu. Foki za bardzo nie chciały współpracować, pływały wokół kutra tylko ciekawie wystawiając łebki, ale i tak byliśmy bardzo zadowoleni, bo w końcu zobaczyć foki w środowisku naturalnym, to jest nie byle gratka

Wypływałam się, wyskakałam na wysokich falach, do domu wróciłam wykończona.


I oregano na łące

Miłego weekendu




