A i tak trza się przyłożyć z mocą kulturysty by im przykręcić śrubę.

Jabłkowy sok z sokowirówki mętny leję w taki worek z grubego płótna włożony w prasę i dodatkowo odciskam, lecz nie jest to konieczne.
Jabłka na jabłecznik (po polsku jabłecznik! [*]


Albo klasyka francuska, którą oglądałem atoli w Portugalii: wielki kamień obracany kieratem z osiołkiem

https://en.wikipedia.org/wiki/Cider_mill
Robiłem różne kombinacje, z ciekawości, ze śrutownikiem włącznie, ale to zabawa niepotrzebna przy małej skali; jednak najprościej sokowirówką, a sok że mętny wychodzi można przelać przez płótno (worek, albo i połozyć na dużym sicie) a resztę przetłoczyć w tej prasie. Widoczne na fotce dymiony dostały sok nieco sklarowany z wirówki i do gara: na wierzchu tworzy się piana, a na dnie osad, zaś warstwę spod piany można dość czystą wylać. Najlepiej garnek odstawić na kwadrans chociaż, niech się poosadza. Co tam mętu jeszcze się znajdzie to się później po fermentacji osadza. Piana i resztki idą w płótno, i wycisnąć. Ale można je i wyrzucić, to już niewiele. Odmiany soczyste nie robią kłopotu, Szara daje sok mętny i tylko przez płótno go, Kosztelę odradzam, wychodzi raczej galaretka, zresztą kwasu jej brak.
Fredrówka była używana na przewodnią, czyli pień. Długi zraz naszczepiany na podkładce (antonówce) a na nim wysoko ta szlachetna wrażliwa na mróz.
[*] Gdyby kto przyuważył dymiony czerwone


viewtopic.php?p=3139551#p3139551
P.S.
Że rzecz na czasie, pokrótce: sok zrobić w sokowirówce, do dymiona przelać możliwie bez mętów i piany; dodać (dla pewności) matkę drożdży winnych (zwykle dorzucam takie z wina gronowego które wcześniej w robocie, ale kupne z torebki sprawę załatwią) idzie o szybkie ruszenie fermentacji by się coś nie zdążyło zepsuć, smakowo. Niech zafermentuje intensywnie w cieple. Pianę na wierzchu jak jest rozbełtać raz czy drugi (zakręcić dymionem) by zmieszać z płynem, niech nie stoi sucha; drożdze ją zjedzą w dzień-dwa i cześć. Jak już dobrze fermentuje - wynieść do chłodu. Nawet do zera C i okresowo niżej, typu szopa, nic nie zaszkodzi. Ma iść wolno, nie psuć się, a CO2 rozpuści się miast uciekać. Jeśli takich warunków nie ma lepiej dodać cukru dla wzmocnienia procentów, bo poniżej 6% alkoholu jest nietrwały i tylko w chłodzie ustoi.
Po paru miesiącach, albo gdy się sklaruje, zlewać nadal w zimnie, delikatnie, do butelek "krachli". Tak by rozpuszczone CO2 nie uciekło. I dalej w zimnej trzymać piwnicy.
Pięknie musujący a rzeźwiący trunek furorę robi wśród zaskoczonych gości.

P.P.S.
Może to już należy dodać, jednako...

to jest krachla:
