Soda ,właśnie przypomniałam sobie napój własnej roboty .Po zabawach i bieganiu po polach :p gasiliśmy pragnienie wodą z dodatkiem odrobiny octu i sody ,taka sodówka lub sokiem podbieranym z kamiennego gara kiszonych ogórków
Pamiętam pyszne gołąbki z tartych ziemniaków pieczonych w ogromnych brytfannach ,wyżerka na cały tydzień .Odgrzewane na patelni na tłuszczu ze szpyrkami lub jedzone po prostu ze śmietaną mmmmm
Taki napój z wody,sody i octu to piłam jak coś "siedziało na żołądku"
Był taki pieniący i trzeba było jak najszybciej wypić.Nie wiem czy to był dobry sposób na pozbycie się uczucia ciężkości.
Potem w pracy kolega na te dolegliwości radził kieliszek wódki z dużą ilością pieprzu.Pomagało.
Oooooh przypomniałyście mi o octach,które robiła koleżanka mojej babci,oj podkradało się te aromatyczne jabłkowe,czeremchowe i inne owocowe. Potrafiła zrobić octy chyba ze wszystkiego .
Taki napój z sodą mój dziadek nazywał "psiutka". A ocet moja mama na bieżąco robi z obierek jabłek. Można pić tylko z wodą i podobno jest bardzo zdrowy. Ja używam go do robienia majonezu.
Nie wolno w lesie kląć, kapelusz trzeba zdjąć
Pozdrawiam Violetta
Do kogla-mogla dorzucę opowieść. Będąc dzieckiem pojechałem do rodziny mieszkającej w Dębińcu, dawne woj. poznańskie. Ciotka zapytała: A, kogel-mogel (kogiel-mogiel), lubisz ? Ja na to, że tak. Wzięła więc dwa całe jajka, wbiła do szklanki, wsypała dwie łyżeczki cukru, 2 razy (słownie dwa) zabełtała i mówi: No to jedz na zdrowie ! Patrzę na te dwa "zawirowane jajka" i próbuję jakoś to zjeść. Po kilku minutach ciotka patrzy na mnie i mówi: Ty chyba kogla-mogla nie lubisz !
Wypowiadam się na FO, gdy mam o czymś jakiekolwiek pojęcie,
gdy go nie mam, proszę innych o radę.
Pozdrawiam Skrytopodczytywacz Adam
o rany
A u mnie , jak byłam dzieckiem kogel-mogel był lekarstwem na gardło. Tatuś kręcił żółtko z cukrem do białości, wciskał sok z cytrynki i wlewał łyżeczkę wódki. Po takim smarowanku gardło było zdezynfekowane
Nie wolno w lesie kląć, kapelusz trzeba zdjąć
Pozdrawiam Violetta
Jako, że miałam permanentną anemię, która mnie zresztą nie opuszcza nadal, mama czasem dawała mi do zjedzenia kogel-mogel wymieszany z 1/3 literatki wina Egri bikaver. Pyszne toto było!
ale nie wiem, czy teraz bym zjadła taki żywy kogel mogel, fuj!
Na śniadanie kasza manna na gęsto i zimno. Polana sokiem malinowym. Codziennie, przez jakiś rok czasu. Do dzisiaj nie przeszło mi uwielbienie tego dania.
Wypowiadam się na FO, gdy mam o czymś jakiekolwiek pojęcie,
gdy go nie mam, proszę innych o radę.
Pozdrawiam Skrytopodczytywacz Adam