Prawie... robi wielką różnicę

ale chorwackie palmy już na nas czekają
Leszku... sumak wczoraj postanowił mnie ucieszyć i zaprezentował pierwszy w swoim życiu kwiatostan...
Drzewiszcze się z niego zrobiło spore... i pomysleć, że w bagażniku go przywieźliśmy
Daje roślinom upragniony,świetlisty cień... tak! niektórzy pragną cienia
Dorota... szkoda, że tym razem się nie udało

ale co się odwlecze... wiesz...
Szkółking lubelski - wrażenie z gatunku ekstremalnych
Elu... niby daleko... ale warto czasem się wyrwać
Gizmo zachwycała mnie... dopóki po powrocie nie odkryłam, że rozkwitł
Big Brother...
Ten to dopiero ma olbrzymie kwiaty

... nazwa jak najbardziej adekwatna do prezencji!
Maślany kolorek ładnie komponuje się z resztą nasadzeń w tej części ogrodu... a Gizmo? Lubię go i tak - za tę biel...
Dalu... z hukiem biję się w pierś mizerną

zdjęć jest niewiele - dziewczyny narzuciły takie tempo, że był tylko czas na robienie zakupów... nikt nie myślał o aparacie... no dobra... ja nie myślałam... One to mają na codzień
Wiecej zdjęć jest z części nieoficjalnej

ale brak zgody na publikację...
Co nieco wrzuciła Marta u siebie i w wątku lubelskim...
Martuś... nie uzurpuj sobie zasług

bo
Pink Diamond nabyłam jeszcze zanim dotarłyście! No! Bo hortensje coraz bardziej mnie czarują (oprócz niewdzięcznych ogrodówek, bo za co kochać tę kupkę liści sterczacą w kącie mojego ogrodu?

)... z wczorajszego, pospiesznego rachunku, wyszło mi, że mam 11 krzaczków... no dobra... w tym trzy Anabelki chyba, ale reszta już różna...
I dochodzimy do sedna sprawy: nie mam zdjęć
Wczoraj po powrocie z pracy i obiadku, szybko pognałam do ogrodu (pogoda się poprawiła, już nie siąpiło, ale też nie było upału) i sadziłam... porządkowałam... przesadzałam... poprawiałam... sprzątałam... ach... jak ja lubię takie popołudnia!

Zeszło do zmroku... a jeszcze trawa do skoszenia została i parę rabatek nowszych do odchwaszczenia...
Aparat leżał... operatora zabrakło... taka jest rzeczywistość...
Żeby zaspokoić Waszą ciekawość, zeznam, co pamiętam...
Na pewno kupiłam róże:
First Lady,
Jazz,
Innocence,
Margo Koster i jeszcze bezimienną różową okrywówkę...
Pięć trawek...
Hortensje bukietowe:
Bobo i
Pink Diamond
Pod wpływem Pani Marty moje dzieci dołożyły do zakupów jakąś przedziwną rudbekię... widziałam ją potem na Martowym polu... no cóż... de gustibus non est disputandum
Marta... posadziłam ją... jak przeżyje - to będzie, jak nie - stracę 3,30 zł... i nie mów, że to odsetki za obiad! (tu powinien nastąpić uśmieszek, ale wiecie... paraliż mimiczny...)
Jeszcze dla Taty wzięłam dwa jakieś skalniakowe na zaległe imieniny...
Marta obdarowała mnie dodatkowo kawałkiem floksa... i dała do ukorzenienia co nieco... chociaż nie umiem ukorzeniać... ale tym razem uległam...
Kamienia żadnego nie przywiozłam z lubelszczyzny...
Na szczęście po drodze zatrzymaliśmy sie jeszcze w Chęcinach i spod tamtejszego zamku przywieźliśmy tradycyjną, kamienną pamiątkę...
Powiem Wam, że jestem baaardzo zadowolona! Z wyjazdu - i z efektów!