Właśnie przed chwilą złożyłam zamówienie na kolejny słój
Przy okazji znowu przejrzałam wszystkie leki z glukozaminą w składzie, dostępne w tej aptece internetowej. Mają tego ze trzy pełne strony, albo i lepiej, a więc sporo. Są tańsze i droższe, większe i mniejsze opakowania. Słowem - ogromny wybór! Ale, zawsze jest jakieś
ale. Znakomita większość zawiera TYLKO glukozaminę, albo niewielki dodatek np. vit. C, albo siarki w jakiejś strawnej postaci. Ale to nam nie jest potrzebne. Dodatku zaś chondtoityny i Bosweliny nie ma w żadnym innym leku. Dokładając do tego wielkość opakowania (czyli ilość tabletek) i jego cenę, wyszło mi, że najlepszym zakupem znowu będzie ArthroStop® Rapid. A więc znowu polecam
A Prot od tygodnia przechodzi przyspieszony, intensywny kurs odczulania

Za pomocą bodźców parówkowych działam na zobojętnianie na inne psy. Do tej pory każdy, dosłownie każdy pies (albo suka) w dalekiej perspektywie, to był powód do śpiewu, jęków, gwizdów, pisków i wyrywania się, duszenia na smyczy, no i w ogóle pies zachowywał się, jakby całe swoje życie trzymany był w izolacji. Bliskie kontakty na smyczy, albo bez smyczy, kończyły się "wymianą wizytówek" i rozejściem się, albo pianą na pysku i zajadłym warkotem. No i urwaniem mojej ręki, w której trzymam smycz. I nie bardzo znajduję jakiś system, którym kieruje się Prot, czasem toleruje jakiegoś psa, a za dwa dni już nie, albo odwrotnie. Czasem jednego setera lubi, a innego, identycznego, też nowo poznanego - nie cierpi od pierwszego wejrzenia. Czasem szczeniakowi pozwala na wiele, a innemu, tej samej rasy i w tym samym wieku już nie.
A więc głowę mam jak peryskop, bez przerwy rozglądam się, czy gdzieś nie pojawi się jakieś zwierzę, wtedy szybko zakładam smycz, jeśli zdążę, albo jeśli pies łaskawie posłucha mojego nawoływania "Do mnie!". Kiedyś założyłam mu miękki namordnik, na wszelki wypadek, żeby mógł swobodnie i bezpiecznie podbiegać do innych psów. No i błąd! Na tym właśnie spacerze pogryzł go pittbull, a Prot nie mógł się bronić

A uciekając nie miał szans, bo przecie kuleje i jest wolniejszy, niż taki rozwścieczony kłębek mięśni. Pełna porażka
Od tej pory nie noszę ze sobą kagańca. Chodzimy dużo na smyczy, ale Prot musi też na spacerze biegać luzem, bo to 1. gimnastyka mięśni trzymających mu gnaty i 2. socjalizacja, czyli kontakty z innymi psami. Najczęściej jednak moje wołanie czy gwizdanie do tej pory kończyło się krótkim przystankiem, zerknięciem pt. "czego ta kobieta ode mnie chce?" i biegiem do upatrzonego psa. A właściciele takiego psa niekoniecznie lubią, kiedy leci do nich wielkie bydle w nieznanych zamiarach. Stąd nasza ciężka praca nad szkoleniem.
Teraz odnosimy pierwsze sukcesy!!! Dziś Prot z daleka zobaczył goldenowatego młodego kumpla. Po odgwizdaniu mój mądry pies zatrzymał się w połowie drogi i... zawrócił!!! Przybiegł do mnie i usiadł!!! Dobry piesek, mądry piesek

Kawałek parówki - proszę bardzo!
Powrót do domu - jakiś pies się piekli, ujada, wyrywa na smyczy do nas, a Prot odwołany "zostaw psa, do domu!" jak nigdy odwraca się bokiem do tego wrzaskuna i chwilę "wyciera łapy", a potem spokojnie maszeruje na luźnej smyczy w stronę domu!!! I to bez parówki! Hurra!!!
Popracujemy jeszcze, na pewno trochę to jeszcze potrwa, ale od dziś widzę światełko w tunelu

Jednak o wiele trudniej jest
oduczyć i nauczyć na nowo dorosłego psa, w dodatku "psa po przejściach", niż prowadzić szkolenie od szczeniaka. Stare nawyki, nieznana przeszłość i doświadczenia, własne sposoby na przystosowanie się do trudnego życia tak, żeby przetrwać (co najmniej dwa miesiące pętania się po lesie ubiegłej zimy), wspierane indywidualizmem przypisanym rasie, to wszystko trzeba powoli odkręcać i układać psa na nowo. Ale dziś jestem dumna z naszych postępów w nauce, na pewno nam się uda! Nawet mój wielki indywidualista i felerny padaczkowiec jest (no dobra, dopiero będzie) mądrym i posłusznym psem. Jest na najlepszej drodze do sukcesu.
(Ależ się rozpisałam, wybaczcie! Ale musiałam tu pochwalić Prota, dziś jest dla nas naprawdę wielki dzień!)