Dalu,
te jesienne opryski to taki dobry sposób na czarną plamistość róż.
Dzięki tej metodzie prawie się jej pozbyłam u siebie choć u sąsiadów
dalej szaleje.
A ja nie lubię gołych, bezlistnych róż więc dokładam starań.
Opryski robię dwa razy do roku takim produktem co u nas nazywa
się
bouillie bordelaise. Jest to lekka nieszkodliwa chemia stosowana
od wieków szczególnie w winnicach na wszystkie grzybowe choroby.
W preparacie jest suffat miedzi z dodatkiem gaszonego wapnia i jest
bardzo skuteczny.
Pryskam róże na jesieni po stracie liści i drugi raz wiosną jak tylko nowe
liście się pokazują. Jak plamy czarne się pokazują w czasie sezonu to
tylko obrywam liście chore bo na napryski to już jest za późno.
Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz do zrobienia koniecznie by się
wyzbyć czarnej plamistości to wybieranie i palenie wszystkich liści które
spadły na ziemię pod chorymi różami, bo grzybek tam właśnie sobie
mieszka zimą by zaatakować różę i jej nowe liście wiosną.
Milutkiego popołudnia Dalu i jeszcze pędzę do ogródka zanim zrobi się ciemno
by pozbierać trochę tych opadłych liści. Muszę też zebrać dokładnie wszystkie
liście spadłe z kaliny bo złapała takie larwy otoczone białą mączką i przyczepione
do liści i gałęzi. Nie wiem niestety jaka jest ich polska nazwa, po francusku
to są
cochenilles. Wieczorkiem sprawdzę w słowniku.
Buziaczki
