
Pierwszy fiołek wypuszcza już nie tylko całe pogłowie nowych listków, ale i pączków:

Bardzo wdzięczne te roślinki, więc oczywiście doszedł jeszcze jeden biało-niebieski

Jestem ciekawa jak uda mi się zimowanie tych cudnych stworzeń.
Jeszcze bardziej martwię się o zimowanie Kalathei, które teraz tak cudnie rosną. Tak mnie ich wzrost zauroczył, że gdy widzę taką jakiej jeszcze nie mam, to nie mogę się oprzeć by jej nie kupić. Doszły więc ostatnio jeszcze trzy:



Aż boję się wejść do kwiaciarni, bo przecież Kalathee to ogromna rodzina i na pewno miejsca na ponad 200 sztuk to nie znajdę.

Ale myślę, że skupisko dziewięciu sztuk dobrze im zrobi, bo będą sobie nawzajem sprawiać mikroklimat:

Na podłogę kupiłam ochraniacz (taki jaki kupuje się pod fotel na kółkach) , mogę więc bez problemu zapewnić im zamgławianie, a poza tym między doniczkami postawiłam pojemniki z keramzytem. Z wodą nie mogłabym, bo Portos na pewno traktowałby jako poidełka. I tak po zamgławianiu najlepszym źródłem wody są wilgotne liście. Nie znalazłam w necie przeciwwskazań ( z tego powodu nie mogłabym np. mieć w domu skrzydłokwiatu, który pokrywa się na liściach trucizną). A Portos lubi tę swoistą oranżerię z Kalathei - wyleguje się pod nimi jak pod krzakami w ogrodzie

Kalathee urzekły mnie swoją niezwykła różnorodnością dosłownie wszystkiego: barw, wzorów ornamentów, a przede wszystkim pokroju kształtów. Te ich stawy u nasady liścia powodują, że liście na dzień wyszukują dla siebie najlepszej pozycji do światła, a na noc stają na baczność. To na prawdę niesamowita frajda, bo również wtedy zmienia się ich barwa - pod spodem zazwyczaj są ciemno bordowe - gdy zapada mrok i one ciemnieją.


Mały ogródek z krotonem dostał jeszcze jednego, którego liście wydały mi się bardzo ciekawe.

Wiem, że ogródek niebawem trzeba będzie rozsadzić lub może tylko powiększyć, ale na razie niech sobie rosną w kupie, bo ładnie się te kolory komponują razem.