Renia...
Aga... tak jak pisałam... nowe te targi... pojęcia nie mam czy warto, czynne od 10.00 do 18.00.
Ja raczej nie zajrzę... bo weekend chyba poza domem... no chyba, że M utknie w Norwegii... zresztą zobaczymy, czy w ogóle poleci... ach... te wulkany
Ela... ogród mi się... powiększa... a reszta?
Rabatka pod gruszą jeszcze mocno niedojrzała... patrząc na dwuletnie już pierwsze hostowisko, widzę jej marność... ale i potencjał...
Adaśko... Ty już prawie dojrzały facet

więc powiem Ci po cichu:
batożyć, batożyć i jeszcze raz batożyć
Iwona... odgapiaj do woli... ale uprzedzam, że konstrukcja spawana autorstwa poprzednich uzytkowników (po małych przeróbkach)... mogą być żądni tantiem
To co? Jeszcze jakieś fotki?
Różanka... niech no tylko buchnie kolorami...
Iiii... coś się wyłania...
Leszku... trzęsło?
Jeszcze nie dokończone... ale zarys jest...
No i - co na jważniejsze... kamulec osadzony na miejscu docelowym... ach... dobrze, że zapłata w naturze

bo z torbami bym poszła...
Teraz mogę Wam opowiedzieć historię tego znaleziska: otóż... jak niektórzy z Was pamiętają, ponad rok temu zawitaliśmy do dolnośląskiej Sobótki celem spotakania grupy ogrodowych zapaleńców...
Kolejny dzień - wypad z Forumkami do wojsławickiego arboretum... i powrót...
Powrót leniwy (kierowcy za nami... wybaczcie... no ale przecież Was puszczaliśmy ) bo bezdzietny... zahaczylismy o jakieś boczne drogi, skuszeni widokiem kamieniołomu...
Dotarliśmy do polnej drogi... a tam skarby prawdziwe! Kamienie odrzucone z pól! I to całkiem ładne kamienie! Załadowani po dach po wymianie łupów... obarczeni osprzętem piknikowym... napakowalismy dobra ile wlazło...
I wtedy naszym oczom ukazał się uwidoczniony powyżej słup
Leżał sobie w chaszczach... samotny...
Z bólem serca... musieliśmy odpuścić...
I tak tylko zażartowaliśmy... że kiedyś jeszcze wrócimy...
No taaak... pamiętałam tylko tyle, że to było gdzieś w bok od drogi z Niemczy na Strzelin... a i to nie do końca pewne
Minąl rok... i tydzień... rącza Megi poniosła nas na spotkanie do Wrocławia... zostało miejsce w bagażniku... godzina była młoda... postanowilismy zboczyć z drogi...
Smaczku dodawał fakt, że jechaliśmy tym razem od strony Strzelina... a moja słynna orientacja w przestrzeni... i na mapie... długo by opowiadać
Ostatecznie przecież mogliśmy dojechać do Niemczy i się wrócić
Iiii... udało się!!! Zobaczyłam zapamiętany rozjazd... i po krótkim krążeniu znależlismy się ma rzeczonej polnej drodze...
Teraz tylko jazda 5 na godzinę... i lustrowanie wzrokiem pobocza...
I - jest!!!
M dzielnie wtarabanił kolosa do bagażnika... sama nie wiem, jak... chyba Go nie doceniam
No sami powiedzcie... przez rok nikt się nim nie zainteresował... jak tu nie brać? Był nam pisany... jak nic!
Powstaje teraz mała aranżacja kamienista... jeszcze brakuje mi do niej różnej grubości żwiru... i juz w nocy wpadłam na pomysł, jak przełożyć kamienie
Jak się urodzi do końca... pokażę z bliska
