Mnie wydaje się, że jestem niezły w te klocki, tzn. w hodowli roślin

. Nie przeszkodziło mi to jednak zmarnować prawie połowy okazów, które przewinęły się przez moje ręce na przestrzeni 20 lat. Najpierw w mieszkaniu w bloku, a od 6 lat we własnym domu, chociaż teraz, muszę to przyznać z pełną stanowczością jest lepiej niż było. Raczej staram się unikać wyrzucania okazów, które są zdrowe i tylko przestały mi się z różnych względów podobać. Przywiązuję się do roślin i traktuję je jak współmieszkańców ale nie ukrywam, że czasami zdarzyło mi się coś wywalić pod wpływem impulsu. Wiecie jak to jest - niby jakaś roślina jest ok, ale z jakichś bliżej nieokreślonych powodów drażni, denerwuje.
To wszystko wymaga wyczucia, intuicji, 6-go zmysłu... bo czasami nie książki, nie logika ale czysta magia i szczęście zapewniają sukces. Jestem amatorem i pewnie niejedną roślinę jeszcze wykończę...
Do strelicji podchodziłem kilka razy. Najpierw nic nie chciało wykiełkować ale jak już wykiełkowało...
Pozdrawiam i satysfakcji życzę