Dzięki Wam, o Czytelnicy!,
którzy stanowicie iskrę do pisania :P
Dziś miał być dzień techniczny, czyli skupiony na załatwianiu spraw związanych z samochodem, minn. z wymianą opon, szczepieniem psów i urzędowymi ceregielami.
Dwa ostatnie zadania pominę, bo cóż emocjonującego w kolejkowaniu i oglądaniu koślawych pleców staczy?
Natomiast wymiana opon, wobec utrzymującej się od paru dni dodatniej, nocnej temperatury miała się okazać całkiem ciekawą.
Wraz z zaszczepionymi już psami, zajechaliśmy w oddalone od uczęszczanych tras, acz tanie miejsce serwisowe, położone w okolicach lokalnego, dzikiego wysypiska.
Na tle gór, szemrzący strumyk, upstrzony urokliwymi okazami góralskiego folkloru - a to wóżek dziecięcy na trzech kołach, a to butelki po winie marki "Baryłka" żeglujące wśród białych mew pampersów, a to zawieszony na patyku foliowy worek, udający żagielek.
Resztki zaprawy budowlanej, niczym mini ogródek japoński, w którym zamiast żwirku, lśnią w słonku potłuczone butelki, resztki trawki z krajobrazowo porozrzucanymi szmatami, i kilka ładnych opon, które aż sią proszę o białą bordiurę

.
W takim poetyckim otoczeniu przyszło nam spedzić 3 kwadranse, w oczekiwaniu na swoją kolej i przygotowanie babci Corollki do nowego sezonu ( 50zł za 4 przekładki).
Psy biegały, ja starałam się na czymś usiąść, paliłam faję za fają, kontemplując krótki, acz barwny żywot przedmiotów, niegdyś stanowiących przedmiot pożądania, a teraz efektownie wylegujących się na łonie natury.
Gdy już pupa odkształciła mi się należycie na kawałku pustaka, a psy z nudów wyłożyły się wśród śmieci i butelek, zaczęliśmy przechadzac się wzdłuż strumyczka.
I nagle, widząc na gruzowisku znajome miotły suchych korzonków i jakieś zielonkawe końcówki z kawałkami sznurka, podbiegłam.
Wypisz, wymaluj - niegdysiejsze krzaki róż, wyglądające jak resztki matecznika, który po odsłużeniu lat, oddaniu pąków do szczepienia, został mocno przycięty i wystawiony wieśniakom na sprzedaż.
" Dutki należy zarabiać do końca", tak jak z koniem, który zdrowie straciwszy na zrywce, jeszcze na mięso da się sprzedać....
Bez emocji, bez śladu empatii, czysty racjonalizm.
Pozbierałam te nieszczęścia do kupy, galopem do auta, upchnęłam suche trupki między oponami i z tym łupem dojechałam do domu. Jeśli się uda, sąsiad będzie miał niespodziankę, gdy przyjedzie na letnisko, bo obsadzę mu nimi całe wejście

.
Teraz reanimują się w oczku, ale w większości krążenie soków już ustało, co doskonale widać po zmarszczeniu skórki pędów, martwiczych plamach.
I jeśli tkanki nie wypełnią się wodą, jeśli nie ma w nich już woli życia...pożegnamy się nostalgicznie.
Próbowałam.
Nie wiem czy się uda, są w bardzo złym stanie.
13 róż, które mogły być darowane ostatniemu klientowi.
Tak, z dobroci serca, TYLKO po to, żeby przynieść radość.
Zostały wyrzucone na śmietnik i tam w słońcu spędziły parę dni.
Góralu, czy Ci nie żal....?
