O właśnie, pochwalcie się, skąd macie swoje futrzaki.

Moja kotka jest wzięta o weterynarza, a właściwie to od znajomej, która jest weterynarzem. Gdy zapragnęłam kociaka (zbliżały się moje urodziny

) rozgłosiłam tę wieść dookoła i po kilku dniach dostałam odzew, że do gabinetu ktoś przyniósł bezdomną kotkę z małymi. Popędziełam tam, na drugi koniec miasta z moim lubym i od razu się zakochałam w małej, czarnej kuleczce.

Uchodzi ona za najpiękniejszy i najkochańszy prezent od mojego faceta.

A kocur zamieszkał z nami dość przypadkiem, bo gdy pojechaliśmy do naszego domku letniskowego, wypytywałam sąsiadów o kocie rodzeństwo dla kumpla. Okazało się, że kocia rodzina już została rozdana, został tylko jeden mały, pasiasty urwis.

To też można nazwać miłością od pierwszego wejrzenia.

Tak więc mam teraz dwie, można powiedzieć, znajdki.
