Smaki dzieciństwa

Humor, psychologia, podróże, pokrewne.
ODPOWIEDZ
Carla-pwd
500p
500p
Posty: 511
Od: 27 sie 2008, o 07:25
Lokalizacja: Tarnobrzeg

Post »

Dobry dowcip dotyczący Bieszczad.. i śmiech śmiechem ale zapewniam Was, że może to wszystkich zdziwi, ale są miejsca w Bieszczadach gdzie we wsi jest jeden telefon... gdzie w domu nie ma pryszniców i kibelka... i za to kocham te góry.... dla nich mogłabym rzucić wszyskto wpierony i wyjechać wlaśnie tam.. gdzie smakołyki o jakich Wy tutaj mowice nabieraja nowego życia... np. chlep z solą, a do tego nałożona śmietana kwaśna tak gęsta że jak masło się ją wyciąga łyszką ze słoika... albo ziemniaki pieczone w popiele.. jedzone z zola i białym słodkim twarożkiem... pożądną pasztetową i kiełbasę wiejska.. ale nie "wiejską" ktoa koło wiejskiej to nawet nie leżała.. ale WIEJSKĄ.. własnej roboty... eehh mimo tego, że ma 24 lata to wiele z tych rzeczy, o ktorych mówicie pamiętam.. .. fakt jak przez mgłę ale pamiętam... np. mleko w butelkach z takim plastikowym wieczkiem co sie przyczepiało na szyjce tej bańczastej butelki... :) albo własnei taki syfon... :)


Porządną, łyżką, chleb, własnej, się, Carla, w Mozilli jest słownik, który sam podkreśla błędy!!! Zacznij sprawdzać i poprawiać swoje posty PRZED wysłaniem! A może to taki styl? Dość niekonwencjonalny, przyznaję :( Nalewka
Awatar użytkownika
zabcia_paula
500p
500p
Posty: 840
Od: 24 sty 2009, o 10:34
Lokalizacja: Gdańsk

Post »

Fantastyczny wątek, przeczytany od deski do deski...
Wiele rzeczy zostało tu wspomnianych, które do dziś pamiętam z dzieciństwa. Czytając Wasze posty na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, ale też i maleńka łezka zakręciła się w oku. W zasadzie było to tak niedawno, ale wiele rzeczy pozostało jedynie wspomnieniami.
To właśnie pierwszy, dojrzewający pod folią pomidor, ranne wstawanie z babcią by podlać wszystkie krzaczki, co zajmowało jakieś 2 godziny.
Swojski chlebek z masłem i cukrem...
Świniobicie, jako mały brzdąc uwielbiałam wtedy pomagać tacie, mama krzyczała a ja szłam na upartego. U nas opalało się świniaka taką lampą, później polewało wrzątkiem a następnie skrobało. Wszystko kończyło się wielką ucztą, przychodzili sąsiedzi i jedliśmy tzw. świeżynkę. Robienie kiełbas, pasztetów, kaszanek i co pamiętam najmilej to zapach wędzonego boczku i szynki...
Pamiętam wodę ze studni, która koiła pragnienie nawet w najbardziej upalne dni...
Mleko z pianką prosto od krowy...
Czasy kiedy w domu mojej babci trzymano małe kaczuszki i kurczęta (takie żółciutki) pod lampą. Karmiłam je posiekanym jajkiem....mogłam siedzieć przy nich cały dzień.... pewnego razu tak bardzo chciałam ukochać małą kaczuszkę, że niestety zrobiłam jej krzywdę, nic nie zauważyłam dopóki babcia nie wyjęła mi jej z rąk, a pamiętam jakby to było wczoraj :)
Zapach mandacha czy inaczej babki ziemniaczanej...

Mogłabym tak jeszcze wymieniać i wymieniać, ale się rozmarzyłam
Pozdrawiam, Paula
Awatar użytkownika
Nalewka
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 6501
Od: 30 paź 2006, o 12:42
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: Działka na Warmii

Post »

Juz kolejna osoba pisze o "świeżynce", a ja nadal nie wiem co to takiego. Proszę o dokładne wyłożenie co to, jak się to przyrządza, z czym podaje itd. Bez opisu i / zdjęcia skąd nowe pokolenia będą wiedziały co to jest (było)?
"Wyrzuciłem telewizor na śmietnik, a w radiu urwałem gałkę, tak aby nikt z rodziny nie mógł zmienić stacji i teraz jest tylko wasze radio u mnie w domu. I jestem naprawdę wolnym człowiekiem."
Awatar użytkownika
zabcia_paula
500p
500p
Posty: 840
Od: 24 sty 2009, o 10:34
Lokalizacja: Gdańsk

Post »

Już odpowiadam co to jest świeżynka :D
U nas przyrządza się ja tak:
Świeżutkie mięso wieprzowe: trochę podgardla, można też części od szynki, różne okrawki, to co się preferuje.
Z racji tego, że jest to bardzo tłusta potrawa, musi być sporo tłuszczyku, można dodać słoninę. Wszystko ma w tym tłuszczu pływać. Moja mama robiła to w piekarniku, trochę czasu to trwało, bo mięso musi być bardzo miękkie i zrumienione. Na koniec dodawała jeszcze wcześniej sparzoną wątrobę i bardzo dużo cebuli. Przyprawiała solą i odrobinką pieprzu. Je się to na świeżo z pieczywem. Jest bardzo tłuste i kaloryczne, ale przepyszne. Nie sposób jest zjeść wszystkiego na raz, dlatego my rozlewaliśmy świeżynkę do miseczek i do lodówki. Robił się smalec z mięsem i cebulką, którym można smarować pieczywo, najlepsze ze świeżym chlebkiem ;:13
Pozdrawiam, Paula
Carla-pwd
500p
500p
Posty: 511
Od: 27 sie 2008, o 07:25
Lokalizacja: Tarnobrzeg

Post »

Nalewko bardzo przepraszam za swoje błędy... ale jestem dysortografką... sprawdzam to co piszę, po 3 razy.. ale pewnych błędó ja po prostu nie widzę... a w momęcie keidy chciałabym siedzieć przy słowniku to kilak zdań jakie chciałabym napisac zajęło by mi dość długo...

po 2... no cóż... sądziłam, że forum to coś miłego.. fajnego.. i można być tutaj wyluzowanym.. ale cóż.. może się myliłam ??? bo sprawdzanie błędów kojarzy mi się ze szkołą, czyli czymś... nieciekawym.. (może się wydawać dziwne przy ilośćiach błędów- ukończyłam studia).

Nalewko w takim razie ... jedynym rozwiązaniem jest UNIKAJ CZYTANIA MOICH POSÓW... będziesz sie mniej denerwowac :)
Awatar użytkownika
bishop
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 5116
Od: 4 cze 2008, o 22:54
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: ze wsi/prawie środek Polski
Kontakt:

Post »

Nalewka pisze:już kolejna osoba pisze o "świeżynce", a ja nadal nie wiem co to takiego. Proszę o dokładne wyłożenie co to, jak się to przyrządza, z czym podaje itd. Bez opisu i / zdjęcia skąd nowe pokolenia będą wiedziały co to jest (było)?
Ja robiem w ten sposób:
Świeżą łopatkę i biodrówkę kroiłem na kawałki jak do gulaszu i smażyłem w dużym garnku na niewielkiej ilości smalcu. Z przypraw jedynie sól i pieprz, nic więcej. Do tego pokrojona cebula, i to wszystko razem smażone (czy może duszone?) tak długo, az cebula się całkiem rozpadnie. Mięso wtedy też się rozdziela na takie włókna. Jedzone ze świeżym chlebem i ogórkiem kiszonym. Znika błyskawicznie, aparat nie zdążył :wink:

Carlo, Nalewka Cię nie ocenia, sugeruje jedynie, żebyś korzystała z pewnych darmowych narzedzi. Jeśli sama dobrze wiesz, że masz problem z ortografią, to czemu nie chcesz z tym walczyć? Na tym forum były już gorące i nawet wrzące dyskusje na temat błędów (te dyskusje swego czasu o mało nie rozwaliły Forum). I omijanie postów przez czytających niczego nie rozwiązuje. A omijanie postów przez Moderatora można porównać do sytuacji, kiedy policjant przechodzi na drugą stronę ulicy, widząc, że kogoś napadają. To nie jest rozwiązanie :roll: Tym bardziej nie jedyne...
Pozdrawiam - Krzysiek
Mój czasopożeracz
Carla-pwd
500p
500p
Posty: 511
Od: 27 sie 2008, o 07:25
Lokalizacja: Tarnobrzeg

Post »

Krzyśku.. ale ja naprawdę się staram pisać jak najlepiej i jak najbardziej poprawnie... i walcze z tym od kiedy tylko poszłam do szkoły, każdy tylko " błędy, błędy, błędy" i tylko to się rzuca w oczy... :( i to jest przykre... :(

P.S
Postaram się ich robić coraz mniej... to moge obiecać... no i koniec z rozmową dot. błędów bo to nie ten wątek
Marysia II
200p
200p
Posty: 318
Od: 8 mar 2008, o 22:59
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Mazowsze

Smaki dzieciństwa

Post »

Jesienią, jak kurczaki urosły wybijało się kogutki. Niedzielny obiad to rosół. W ciągu roku rosół był wtedy gdy ktoś z rodziny był chory albo jak kura była chora. Przeziębienia leczyła Mama leżeniem pod pierzyną i rosołem a nie antybiotykami.
Jak Pan Bóg dopuści to i z kija wypuści
gienia1230
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 8133
Od: 17 kwie 2008, o 11:49
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: Okolice Dębicy

Post »

Marysiu, tak było, kurek mama nie wybijała, no chyba że kura była chora albo stara. No i ten rosół z przypiekaną na płycie kuchennej cebulą ! Na niedzielny obiad przeważnie był królik, musiałam wtedy siedzieć na stole i trzymać zabitego królika za łapy a ojciec zdzierał z niego skórę jednym pociągnięciem i zakładał ją do wysuszenia na takie specjalne widełki z rozwidlonej gałęzi.( A potem skórki do skupu)
Do leczenia nas, to oprócz pierzyny, rosołu był do smarowania psi smalec (albo borsuczy - nawet wtedy trudno dostępny) i kompresy śmierdzące samogonem a jak to nie pomagało to stawiała bańki.
Pamiętam jak ojcu przystawiali pijawki, a one nawalone jak stodoła, spadały na podłożony popiół. Słyszałam, że gdzieś komuś krew upuszczali, ale tego nie widziałam. Łomatko brrrr!
Awatar użytkownika
bishop
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 5116
Od: 4 cze 2008, o 22:54
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: ze wsi/prawie środek Polski
Kontakt:

Post »

Z medycyny ludowej pamiętam jeszcze "nastawianie" przez moją babcię. Jak się "przesunąłem". Nie wiem, o co w tym chodziło, ale pamiętam, ze pomagało na jakies bóle. Przechodziłem to ze 3 razy. I pamiętam ten strach, bo podobno jak ktoś nieumiejętnie "nastawiał" to mógł uczynić kaleką...
Ale ze smakami niewiele to ma wspólnego...
Pozdrawiam - Krzysiek
Mój czasopożeracz
Awatar użytkownika
Nalewka
Przyjaciel Forum
Przyjaciel Forum
Posty: 6501
Od: 30 paź 2006, o 12:42
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: Działka na Warmii

Post »

O matko jedyna, toż to "Znachor" i Rozalka wkładana na trzy zdrowaśki do pieca :shock:

Psi smalec, przestawianie, do niektórych metod nie chciałabym wracać, brrr.

Ale pijawki, muchy czyszczące zainfekowane rany, okłady ze słoniny (na wyciągnięcie wrzodu, o rany, mam dreszcze), rosołki na wzmocnienie, picie ziółek, to wszystko albo nigdy nie odeszło w zapomnienie, albo triumfalnie wraca jako sprawdzona metoda lecznicza.

Mój Sz.M. dzieckiem będąc popijał rosół z gołębia...
"Wyrzuciłem telewizor na śmietnik, a w radiu urwałem gałkę, tak aby nikt z rodziny nie mógł zmienić stacji i teraz jest tylko wasze radio u mnie w domu. I jestem naprawdę wolnym człowiekiem."
Opryskiwacze na lata - producent MAROLEX Sp.z o.o.
gienia1230
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 8133
Od: 17 kwie 2008, o 11:49
Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
Lokalizacja: Okolice Dębicy

Post »

ooo właśnie Nalewko, młode gołębie, już opierzone ale jeszcze nie latające (bo ojciec by ich nie złapał) tzw "młódziki", obgryzać za wiele nie było czego ale rosołek był. Słyszałam też, jak chłopaczyska z okolicy wybierali z gniazd młode wrony (albo kawki- już nie pamiętam), ukręcali łebki, oblepiali gliną - takie z piórami i piekli na ognisku! Makabra !!!!
Marysia II
200p
200p
Posty: 318
Od: 8 mar 2008, o 22:59
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Mazowsze

Smaki dzieciństwa

Post »

Czasy były ciężkie ale jedzonko było zdrowe, nawozy syntetyczne nie były sypane, wszystko naturalne. Pamiętam z dzieciństwa paluszki buraczane. Gotowało się buraki cukrowe, potem mieliło, pewnie dodawało mąkę i jajka i piekło w piekarniku paluchy. Uwielbiałam je, z zewnątrz były twarde i chrupkie a w środku miękkie ciasto . Po latach ciocia ze wsi podesłała mi , pamiętając jak je lubiłam ale mi wcale nie smakowały.
A czy piliście w dzieciństwie tran?
Jak Pan Bóg dopuści to i z kija wypuści
Awatar użytkownika
tara
Przyjaciel Forum - gold
Przyjaciel Forum - gold
Posty: 13134
Od: 16 mar 2008, o 22:01
Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
Lokalizacja: Koszalin

Post »

tran - obowiązkowo, teraz już sie nie pije tylko sa kapsułki, ale wówczas to nie było zmiłuj sie!
Pamietam i teraz mam usmiech na twarzy jak latalo sie z kaneczka aluminiowa po mleko do sklepu, nie znałam mleka krowiego, na rynku mama kupowała jajka, twaróg i śmietanę, masło. Ja do dzis śmietanę i maslo kupuje na rynku.
Nie wiem czy ja juz nie mam smaka ale to masło nie jest takie same, pamietam to była oselka, pieknie sie rozsmarowywało.

Pamietam tez że codziennie mama raniutko szła do sklepu kupowala mleko, bułki lub rogale z makiem chleb, gazetę i ojcu papierosy "żeglarze" 3,60 zł.
Spis moich wątków. Wątek aktualny.
Up­ra­wiam swój ogród marzeń
Grzdyl

Post »

U nas tran nie był obowiązkowy.Pamiętam,że zawsze się dziwiłem,gdy ktoś narzekał na smak tranu.Jak przystało na buńczucznego szkraba,powiedziałem że JA mógł bym wypić na raz całą butelkę tranu.No to moja mama przyniosła mi tran,był on w takich małych buteleczkach.Wiele się nie namyślając, śmiało wprost z butelki wlałem do ust prawie całą jej zawartość.Dopiero wtedy zrozumiałem radę mamy,bym najpierw spróbował łyżeczką. :lol: Ambicja kazała mi to przełknąć,ale przełyk,nie mówiąc już o żołądku przyjąć tego nie chciał.Od tego czasu gdy ktoś mówi,że czegoś nie jest w stanie przełknąć,wierzę. :D
"Żeglarze" palił również mój ojciec a dziadek,który nie palił dużo,"Sporty" w 10-tkach.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Strefa kreatywnego RELAKSU - Zagadki, humor, podróże, psychologia”