Witam się wreszcie

Tak, jak Agnieszka pisała, wybrałam się do Babci, do której to wybierałam się jak sójka za morze od roku

Ale ciągle coś wypadało a ostatnim razem- Babcia się rozchorowała na półpasiec, który u dzieci (jakby dziecko się zaraziło) rozwija się jako ospa wietrzna, a na to moja córka zaszczepiona jeszcze nie była i z ogromną przykrością musiałam zrezygnować, wypakować z bagażnika przygotowane dla Babci sadzonki pomidorów, ziół, papryk i petunii i odłożyć wyjazd. Ale w końcu się udało

Obejrzałam sobie nowoczesną uprawę pomidorów w wiadrach w wykonaniu Babci i jej piękne lilie św. Józefa. Miałam ochotę wydębić od niej jedną do swojego ogrodu, ale Babcia tak jest do kwiatów przywiązana, że zabrakło mi odwagi
Po powrocie, znalazłam się w jakiejś tropikalnej dżungli, gdzie rośliny zarosły ścieżki i tylko sprawdzając, czy to mój dom na tej działce stoi upewniłam się, że jednak jestem u siebie. I niestety, od razu musiałam się zmierzyć z różnymi chorobami w tym najgorszym koszmarem dla kogoś kochającego swoje pomidorki- zarazą ziemniaczaną. A tu jeszcze, po paru dniach w domu, muszę pakować walizki i jechać po weekendzie na urlop i co to będzie po powrocie?
Zostawię wszystko w rękach mojej Mamy, mam cichą nadzieję, że nie zmarnują się te pomidory, bo wyglądają teraz po prostu cudownie
Zacznę od nich właśnie, tak mnie powitały:
I inne jadalne śliczności:
Pierwszy raz rosną mi takie arbuzy

I pierwszy raz kwitnie mi karczoch
A w warzywniku warzyw prawie nie widać z między chwastów

Tylko kukurydze i cukinie wybijają się ponad tą dziwną murawę
