neferet, Monika, jak miło Cię znowu widzieć. Faktycznie, gadałyśmy ze sobą całe wieki temu. Wiesz, ja postawiłam na azalie w moim przydomowym ogródku, bo są to rośliny, które prawie nie wymagają pielęgnacji. Sypnąć tylko wiosną trochę nawozu, a potem tylko podlewać, podlewać i jeszcze raz podlewać. Te japońskie to rzeczywiście kojarzą się z ogrodami japońskimi i ja także się w takich ogrodach nie lubuję. Ale kiedy się je poprzeplata z innymi roślinami, to już przestaje być tak "po japońsku". Mam u siebie Maruszkę, nawet trzy sztuki, bo jest wyjątkowa ze względu na swoje bordowe listki i piękny ciemnoczerwony kolor.
A ta, o którą pytasz, to odmiana Gislinde.
Ewelina, co jak co, ale akurat łubiny wschodzą chętnie i są bezproblemowe. Posiej więc sobie jeszcze raz, na pewno szybko doczekasz się ładnych kępek. Ja bym jeszcze chciała inne kolory, ale rzadko można trafić na selekcjonowane barwy, a z mieszanek najczęściej wychodzą fioletowe. Można też kupić już kłącza w torebkach.
jarha, Halszko siałam łubiny metodą siewu zimowego (winter sowing). To znaczy posiałam w lutym w butelkach PET i wystawiłam na dwór pod gołym niebem. Tak zresztą od pewnego czasu sieję również inne byliny i kwiaty jednoroczne. No a potem, po 15 maja wysadzam siewki do gruntu. Nasiona miałam kupione w torebeczce. Pozdrawiam Cię serdecznie
