Witajcie!
Jakiś czas temu pisałam o zmianach jakie będą miały miejsce w moim życiu. Nadszedł czas aby uchylić rąbka tajemnicy? Już wkrótce opuszczę swój ogród i zmienię miejsce zamieszkania. Przede mną nie lada wyzwanie, bo trzeba będzie rozpocząć urządzanie ogrodu od zera. W nowym miejscu nie ma nic - tylko piach, piach i jeszcze raz piach. W pierwszej kolejności musimy wyrównać teren. Dowieźliśmy już trochę ziemi, ale to nadal kropla w morzu. Następnym razem pokażę Wam nasze nowe miejsce na ziemi. Wkrótce czeka nas przeprowadzka i tego boję się najbardziej. Ze starego ogrodu zabiorę co tylko zdołam. Wiem, że to najgorsza z pór na przeprowadzkę dla róż, ale nie mam wyjścia i będę ryzykowała. Mam nadzieję, że chociaż część z nich przeżyje
Jeśli ich nie zabiorę, to i tak pójdą na zmarnowanie, więc ryzyk-fizyk.
Po ostatnich ulewach, gradobiciu i niesamowitych wiatrach wiele róż ucierpiało i straciło większość kwiatów. Może to i lepiej w obecnej sytuacji. I tak te mniejsze będę cięła bardzo krótko i wpakuję do donic. Już przyjechało 50 szt wysokich doniczek. W domu mam jeszcze ze 30 i na razie musi wystarczyć. Najbardziej obawiam się o te wielkie krzaki, bo nie wyobrażam sobie nie zabrać ze sobą takiego Abraham Darby, czy też olbrzymiego Artemisa. Najbliższe tygodnie zapowiadają się dla mnie niezwykle pracowicie. Oby wystarczyło mi sił i zdrowie dopisało, to z pomocą eMa i synów damy radę.
Dzisiejsze zdjęcia są jeszcze sprzed gradobicia, z końca czerwca. I uprzedzam, że dużo tego będzie
Irenko, po ostatnich ulewnych deszczach i gradzie większość Austinek straciła kwiaty. Smutny to widok, gdy jednego dnia krzewy stoją wyprostowane, obsypane kwiatami, a po jednej nocy wszystko leży na ziemi, kwiaty pocięte, zniszczone

Obroniły się głównie rabatówki, bo one dopiero rozpoczęły kwitnienie.
Tegoroczny debiut -
Eustacia Vye
Moniko, z przydomowym ogrodem jest nieco łatwiej, bo można co i raz z doskoku ogarnąć co nieco i to jest duży plus. Ale działeczka, do której się dojeżdża ma również niezaprzeczalne uroki. Na pewno za każdym razem ma się wrażenie wyjazdu na urlop i to jest fajne
Zapach róż czuć na tarasie, ale w domu już nie. A moje róże w tym roku dostały tylko wiosną nawóz i więcej nic, bo czeka je stres związany z przeprowadzką. Nie chcę by zaczęły nadmiernie się rozrastać, chociaż po ostatnich ulewach dostały wigoru i strasznie poszły w górę
Dorotko, oj widzę, że różana choroba zawładnęła Tobą na całego

Jak już się zarazisz różyczką, to potem trudno jest się oprzeć, a lista chciejstw zdaje się nie mieć końca. Ciekawa jestem jaki odmiany wpadły Ci w oko?
Iga, Eglantyne nieźle znosi deszcz, a poza tym kwitnie obficie i nawet jeśli ulewy coś podniszczą, to ona rozwija kolejne kwiaty i jakoś sobie radzi z kiepską pogodą
Monia,

. Bardzo się cieszę, że zajrzałaś w moje skromne progi. W moim ogrodzie zrobiło się ciasno, bo metraż niewielki, a róż prawie dwie setki, więc wcale Ci się nie dziwę, że trudno się połapać. Mnie osobiście taki misz - masz odpowiada. Uwielbiam róże, które kwitną, tworząc ścianę kwiatów

Lubię kiedy w ogrodzie jest kolorowo, pachnąco, a różane krzewy, kwitną tysiącami kwiatów, dostarczając niesamowitych wrażeń nie tylko wizualnych, ale też upajają zapachem, który roznosi się dookoła po całym ogrodzie. O takiej różance zawsze marzyłam...
Daysy, a wiesz że z początku patrzyłam krytycznym okiem na Królową Szwecji? Zupełnie nie rozumiałam Twojego zachwytu

Dopiero jak ścięłam ją dość krótko i wypuściła nowe pędy, to dostrzegłam jej niewątpliwe walory. Poza dumnie wyprostowanymi kwiatami i silnymi pędami, widać, że to iście królewska róża. Nie boi się ani wiatrów, ani ulewy, ani gradu. Wszystko znosi ze stoickim spokojem. Owszem, kwiaty mogły być trwalsze, a zapach mocniejszy, ale czy tylko to się liczy? Jest zdrowa, odporna na kiepskie warunki atmosferyczne, kwitnie obficie, więc czego chcieć więcej?
Mam trzy krzaczki English Garden, ale rzeczywiście dopiero w grupie dobrze się prezentują. Gdyby to był jeden krzaczek, to też bym pewnie narzekała. Ma ta panna problemy z wypuszczaniem nowych pędów. U mnie wypisz-wymaluj to samo co u Ciebie. Nadal są niskie i nie przyrastają. Na dodatek jako pierwsze złapały w tym roku plamistość
Jadziu, niestety jak u większości z nas różane kwiaty dostały w kość. Zniszczone, pocięte przez grad i ulewne, tropikalne deszcze. Nie wytrzymały

Większość Austinek w opłakanym stanie. Niektóre leżały dosłownie w błocie. Co mogłam, to podwiązałam, ale większość kwiatów jest tylko do ścięcia. Dobrze wyglądają za to rabatówki i te, które z opóźnieniem zaczęły kwitnienie, więc coś tam w ogrodzie na szczęście cieszy oko.
Justynko, u Ciebie sucho, u nas na razie deszczu w nadmiarze. Miejmy nadzieję, że ulewy trochę odpuszczą i pozwolą nam nacieszyć się jeszcze kwiatami
Basiu, co racja, to racja! Też uwielbiam róże Austina i od dawna mówię, że one mają w sobie ? to "coś", a to coś mnie do nich ciągnie nieustannie i żadnej nie potrafię się oprzeć. Każda z nich ma niezaprzeczalny wdzięk, niesamowite barwy, układ płatków, a zapach tak niezwykły, że trudno przejść obok obojętnie

Każdą chciałoby się mieć u siebie.
W tym sezonie nawet zazwyczaj oszczędna Jayne Austin zupełnie nieźle zakwitła
Gosiu, wątek ciągnie się już od zeszłego roku, ale doskonale rozumiem, bo sama też jestem ciągle w niedoczasie. Niektóre wątki płyną tak wartko, że nie nadążam. Cieszę się, że jednak znalazłaś czas i zajrzałaś do mnie
Tak, będzie nowe miejsce na ziemi i nowy ogród. Jednym słowem ? czeka mnie tworzenie ogrodu od podstaw.
To mniejsza Boscobel
Aniu ? anabuko, tak, ok. tygodnia powinno wystarczyć. Teraz jest ciepło, więc fermentacja idzie dość szybko. Trzeba tylko codziennie mieszać. Jak przestanie się pienić, to będzie gotowe

Ja podlewałam raz na tydzień, 10 dni, W zależności od czasu jakim dysponowałam. A jeśli chodzi o róże, to tylko do końca czerwca podlewałam gnojówką, a później jeszcze raz dawałam nawóz mineralny.
Karo, u mnie po ostatnich ulewach było podobnie. Wiele krzewów trzeba było podnosić z ziemi, a z samych kwiatów pozostało niewiele. Jeden olbrzymi pęd Artemisa powalił się na Voyage. Sama nie miałam siły go podnieść i musiałam wołać Ema do pomocy. U mnie ślimaków nie jest zbyt dużo. Czasami coś tam wypatrzę, ale tragedii nie ma. Na razie chociaż z tym mam spokój.
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam Cię serdecznie!
Ewita, cieszę się, że kolejna nn znalazła imię. The Prince jest trochę chimeryczna, ale jak się już zadomowi to potrafi zaczarować kwiatami i niesamowitym zapachem
Jeśli jeszcze Was nie zanudziłam fotkami, to zapraszam na kolejne
