Stefciu - wszystkich nie zdradzę, niech będzie trochę niespodzianek w lecie.

Ale powie tylko, że w tym roku udało mi się "upolować" takie, które już dawno mi wpadły w oko, np.: F. Arborescens, Antarctica i Golden Anniversary.

Ale to nie koniec...

Potrzymam Was trochę w niepewności.
Halinko - no niestety, zimą zawsze coś odpadnie. Ja i tak się cieszę, bo (odpukać) padła mi jakaś sadzonka fikusa, kilka sadzonek fuksji, które mi przemarzły, ta jedna uschnięta azalka, eukaliptus (znowu... ale drugi na razie żyje). I jakaranda - ona też nie odbije. Na szczęście najważniejsze roślinki mają się dobrze, albo właśnie się zbierają po gorszym okresie. Nawet ten bidak Fikus Benjamina, który stracił tyle liści już powoli odbija.
Wcale się nie poczuwam do bycia ekspertką.

Zwłaszcza, że wcale nie postępuję książkowo, a na wyczucie. Po prostu tym kwaśnolubom musi odpowiadać u mnie w domu. Też mam dosyć chłodno - w dzień 18-19 stopni, wieczorem dobija do 21. Z wilgotnością ciężko mi powiedzieć, bo nie mam niczego do mierzenia, ale powietrze nie jest jakoś specjalnie suche. Jeśli chodzi o podlewanie po przyniesieniu ze sklepu, to pierwsze co porządnie je namaczam. Zostawiam w wodzie na jakieś pół godziny lub dłużej, żeby ten filc porządnie nasiąkł wodą. A potem pilnuję, żeby w ogóle nie przesychał - doniczka stoi w osłonce, podlewam obficie, aż się osłonka wypełnia tak do 2/3, zostawiam chwilę i odlewam nadmiar. Zresztą te Azalie, które są już przesadzone, też trzymam raczej na mokro. Zwłaszcza kwitnące. Podlewam co dwa dni, dużą ilością wody, aż się zacznie wylewać na podstawkę. Wodę mam z kranu, tylko odstaną, mimo, że mam bardzo twardą.
Po przekwitnięciu lekko przesuszam, bo łatwiej jest rozdzielać na sucho ten filc. I nie patyczkuję się, rozczesuję bardziej na siłę jakimś patyczkiem lub małymi pazurkami, zostaje dosłownie kilka korzonków przy samej roślinie. Inaczej się nie da, bo ten filc odchodzi całymi kawałkami. Usuwam ile się da tego substratu, w którym są posadzone. A potem wsadzam do dobrze zdrenowanej doniczki, do przepuszczalnego, kwaśnego podłoża. I liczę, że przeżyją.
Z sadzonkowaniem Azalii i Kamelii poszło kiepsko, u mnie jest chyba za chłodno w domu. A ja jakoś specjalnie się nie bawiłam w dogrzewanie i takie tam. Tylko jedna Azalka się ukorzeniła, przetrwała teraz zimę i zobaczę wiosną jak tam jej idzie.
Najnowsza Azlka rozkwitła już w pełni, jest jak się okazało dwukolorowa.

bardziej podobają mi się te biało-różowe kwiaty.
A fuksja 'Hawkshead' rozkręciła się na całego, pięknie się zazieleniła. Już ją oczyściłam z uschniętych gałązek, niestety dół się mocno ogołocił. Na szczęście górą nadrabia.

Już się nie mogę doczekać, jak zakwitnie!
