W zeszłym roku wpadłam na pomysł posadzenia róż (takich "dzikich" na żywopłoty) między płotem a ulicą. Odmiana miała być odporna, chociaż mieszkam dwa kilometry od najbliższego domostwa i jeśli dwa razy na dzień moją "ulicą" przejedzie jakiś pojazd, to traktuję to w kategoriach cudu. Ugór między płotem a jezdnią pilnie skopałam i odchwaściła. Zakupiła 500 sztorbów, wyglądających jak patyki. patyki pomieszkały dwa miesiące w skrzynce z wilgotnym piaskiem, wypuściły miniaturowe korzonki (takie zgrubienia), były jak najbardziej żywe. Powtykałam je w skopaną ziemię, podlewałam i... wszystkie zdechły .
 A miało być tak pięknie.
 A miało być tak pięknie. Pytania: co kupić, jak przygotować ziemię, jak to sadzić, jak pielęgnować? Problem w tym, że mam 150 metrów do obsadzenia od ulicy i nie bardzo mam jak to podlewać. pomóżcie mi proszę , bo chcę eksperyment w tym roku powtórzyć.






 To nie były jakieś zawrotne sumy. Wyjaśnię o co chodzi z hurtową ilością -  mam alaskany malamuty w ilości sztuk 7. Do tego trzy kundelki. Całe to towarzystwo organizuje zbiorowe wycieczki sprytnie wygryzając sztachety z płotu-  utrzymanie alaskana w ogrodzie graniczy z cudem, bez względu jak bardzo jest wybiegany. Te psy tak mają i już. Jedyne, przed czym czują respekt, to różany żywopłot. Idea jest taka -  wieś, w której mieszkam objął patronatem konserwator zabytków, z którym nie mogę się dogadać, mimo takiego samego zawodu. Uznał wieś za zabytkową i czepnął się płotów. Muszą być takie jakie są i koniec. Róże chcę posadzić gęsto, po obu stronach, tak, żeby sztachety były w środku. Wtedy jest spora szansa, że moje psy nie wybiorą się na polowanie na kury sąsiadów ze wsi.  Te róże pomarszczone się do takiego czegoś nadadzą?
  To nie były jakieś zawrotne sumy. Wyjaśnię o co chodzi z hurtową ilością -  mam alaskany malamuty w ilości sztuk 7. Do tego trzy kundelki. Całe to towarzystwo organizuje zbiorowe wycieczki sprytnie wygryzając sztachety z płotu-  utrzymanie alaskana w ogrodzie graniczy z cudem, bez względu jak bardzo jest wybiegany. Te psy tak mają i już. Jedyne, przed czym czują respekt, to różany żywopłot. Idea jest taka -  wieś, w której mieszkam objął patronatem konserwator zabytków, z którym nie mogę się dogadać, mimo takiego samego zawodu. Uznał wieś za zabytkową i czepnął się płotów. Muszą być takie jakie są i koniec. Róże chcę posadzić gęsto, po obu stronach, tak, żeby sztachety były w środku. Wtedy jest spora szansa, że moje psy nie wybiorą się na polowanie na kury sąsiadów ze wsi.  Te róże pomarszczone się do takiego czegoś nadadzą?
 ), bardzo proszę o wszelkie porady. Muszę coś z tym zrobić -  mieszkam tu na stałe od dwóch lat i ogród wygląda jak ugór. Będę wdzięczna za wszelkie pomysły. Jak do tej pory jedynymi bujnie rosnącymi roślinami jest dzikie wino, które dostałam z leśniczówki Gałczyńskiego w Praniu i wierzby płaczące, ukradzione z Łazienek.
 ), bardzo proszę o wszelkie porady. Muszę coś z tym zrobić -  mieszkam tu na stałe od dwóch lat i ogród wygląda jak ugór. Będę wdzięczna za wszelkie pomysły. Jak do tej pory jedynymi bujnie rosnącymi roślinami jest dzikie wino, które dostałam z leśniczówki Gałczyńskiego w Praniu i wierzby płaczące, ukradzione z Łazienek.  



 
 
		
