Zeniu - jeśli zastanawiasz się nad pnącymi, weź pod uwagę jeszcze Polkę, Barock i Alohę no i oczywiście New Dawn. Mam też The Jazz - czerwoną z dużymi kwiatami, sztywnymi grubymi pędami, niestety kwitnie tylko na górze i nie da jej się przekładać przez pergolę. Jesienią wysadziłam ją, bo na reprezentacyjne miejsce według mnie się nie nadaje. Podobnie zrobiłam z białą Snow Mount.
Majko - Abrahamy rosną w grupie 4 sztuk. I powiem Ci, że dwa z nich się mocno rozkrzewiły, a dwa mniej. Efekt jest ciekawy, bo są posadzone na skłonie, czyli dwa są wyżej a dwa niżej. Zapach bywa obłędny. Przekwitłe kwiaty trzeba jednak obcinać, bo wyglądają brzydko, często zasychają stając się mumiami. Abraham nie lubi deszczu, potrafi gnić od środka. Wtedy szybciutko usuwam to co skażone i dalej wygląda pięknie. Jeżeli mowa o Ghicie - nie mam żadnych uwag, to silny, wysoki i uroczy kwiat.
Wando - zdjęcia nie oddają uroku Mini Eden ( mój aparat jest jaki jest i inny nie będzie!

), ale chyba najbardziej ze wszystkich róż w moim ogrodzie poleciłabym właśnie tę. Z LO sprawa ma się tak, że po pierwszym sezonie przesadziłam go dwukrotnie, więc musiał to chłopina ( a może to kobitka?) odchorować. No i jak to chłopy mają - chorował długo, chcąc mnie wkurzyć. Ale ja, będąc niezwykle wyrozumiała dla kaprysów mężczyzn z mojej rodziny ( mąż , syn i jak widać Louis), dałam mu szansę, pielęgnowałam go najlepiej jak umiałam. Pod koniec sezonu zaczął nieco lepiej kwitnąć, ale gdzie mu tam do jego kuzynów pokazywanych na Forum. Oczywiście złapał plamistość, jak zresztą wszystkie inne róże, czy te z ADR czy bez. Jedne zaczęły chorować szybciej i mocniej, inne później i mnie - cała różnica. LO był w chorobowej normie, tzn ani za bardzo ani za mało, dałam radę obrywać skażone liście.