czarny pisze:..... Generalnie nie pozostaje nic innego tylko dokupić kilka pozycji, żeby było jeszcze bardziej kolorowo, np. M. atrovirens. haefneriana z amarantem, M diersiana lub knizei z żółcią, może coś z największych rarytasów, czyli M. einsteinii, a może jakieś angielki... ;)
Oj kusisz Marku

Ale rzeczywiście jak patrzę na te bukiety, to sama mam takie chciejstwa, że parę kolorków by się do kompletu przydało, szczególnie gdy okazuje się, że im u mnie tak dobrze, nie rosną wielgachne i taaaakie piękne.
Tylko miejsca brak

- wszystko upakowane jak sardynki w puszce, a nie umiem się łatwo pożegnać z tymi, co je od pypci hodowałam - są jak dzieci, których wzrost i kwitnienia cieszą. Na dodatek, jak tylko pomyślę o którymś z nich, że może by się pozbyć, bo strajkują, nie kwitną, to natychmiast pokazują na co je stać, jakby prosiły -
"nie pozbywaj się, ja też umiem być piękny".
Czaga - trzymam kciuki, choć mnie coś kiepsko idzie ta opieka nad noworodkami. Dobrze, że mi o nich przypomniałaś, bo coś ostatnio zapominam o tym żłobku, w którym co i rusz jakiś kataklizm - przypalenia, zasuszenia, zalania i pleśnie - ale traktuję to jak zabawę.