
Anula, ja niby staram się kontrolować dobieranie koloów tulipanów, ale jak widzisz ze względu na pomyłki i tak powstaje nieoczekiwana plama i zestawienia. W końcu przestało mi to przeszkadzać, bo wiosna powinna być bogata w barwy i pełna radości i niespodzianek.
Kloniki to zdecydowanie są do zacisznych zakątków, a więc poczekaj, aż takowe ci się z czasem ukształtują

---------------------------------
Biorę się dzisiaj do pierwszego oprysku na mszyce, bo dłużej już nie da się czekać. Muszę tylko rozrobić tę śmiedzącą miksturę, a nie należy to jak wiecie do przyjemności, więc ciągle zwlekam.
Różyczki Ascot, jedne z moich ulubionych, mają cudne listeczki. I jakoś na szczęście mszycom one akurat nie smakują.

I do znudzenia tulipany, ale to już ostatnia sesja, bo czuję, że nastąpił przesyt i nikt nie chce już oglądać.

Te tulipanki, Mount Tacoma, były u mnie w tym roku na drugim miejscu po Angelique. Z daleka wyglądały jak piwonie.



A tu rzeczone Angelique. Na razie na miejscu pierwszym. Kwitną u mnie drugi rok równie pięknie.


Jakieś pojedyncze resztki tulipanowe, nie wiadomo skąd i gdzie.

Kwitną tiarelle


Ostatni raz strzępiaste Masqotte.

I te pomarańczowe o długiej nazwie i ładnym miseczkowatym kształcie kwiatów.


Ładniutkie fioletowe, które miały na etykiecie tylko nazwę Triumph, ale to jest nazwa grupy, a nie odmiany. Póki co więc nie mają imienia.

Przy furtce nie w pełni rozwinięte (bo od północy) White Parrot.

I zupełnie nie przypominające wcześniejszych żółtasków Alaqua, które okazały się najwspanialszą tegoroczną pomyłką. I z radością daję im trzecie miejsce na podium.



A na koniec bardzo oryginalna odmiana Green Wave, która u mnie kończy ten sezon tulipanowy.

