Marysiu, już kiedyś chwaliłam chyba Twoje poletko narcyzowe, ale w tym roku również należą mu się pochwały.
Dziewczyny już zachwycały się zdjęciem z zamyślonym kotem Maćkiem o poranku, a i ja dołączam do ich grona.
Widzę, że zawzięłaś się na wyhodowanie
przylaszczki - gratuluję sukcesu, bo widzę, że przetrwała zimę. No i z nasion ją wyhodowałaś! Nieźle! Ja stwierdziłam, że nie będę mieć żadnych skalniakowych roślin, którym potrzebne są daszki na zimę i które bardzo łatwo wygniwają od wilgoci. Ale wiadomo - dusza ogrodnika zmienna bywa i czasem nabiera się takich trochę irracjonalnych chciejstw, więc nie mówię, że nigdy sie to nie zmieni.
Kurczę - udało Ci się jabłonki z takim sukcesem zaszczepić - podziwiam!
A o jakiej to szkółce krakowskiej wspominałaś? Właściwie to o dwóch. (O jednej coś czytałam u Ciebie, ale czy to było o Pieniążku?) Ja nic ale to nic o dawnych miejscowych szkółkach nie wiem. Nie dość, że do młodszego pokolenia należę, to jeszcze przyjezdna, więc takie ciekawe historie mnie ominęły.
Co do nornic, norników i karczowników: też nam wygryzły 3 drzewka owocowe, a dosłownie w tym tygodniu wygryzły mi korzenie wiśni piłkowanej, na której kwitnienie tak czekałam tej wiosny! Ryją wszędzie, gdzie sadzimy, bo tam ziemia spulchniona, więc maja radochę. Robią sobie spiżarnie, m.in. z kłączami chwastów, które potem kiełkują. Ostatnio przegryzły mi się też przez piwonię krzewiastą, która w tym roku kwitnąć nie będzie.
Pytałaś kiedyś o hiacynty - poniekąd miałaś rację: takie niebieskie, które w zeszłym roku były upakowane małymi kwiatuszkami, w tym roku kwitną skąpo i niektóre mają problem z wyjściem na powierzchnię, ale z kolei takie, które rok temu kwitły słabo (bo kiedyś tam były pędzone i były wiosną ozdoba w mieszkaniu) to teraz się ładnie zagęściły i wyglądają lepiej. Może one mają kwitnienie naprzemienne?
