Obiecałam zdjęcia wiosny... Wiosny miałam pod dostatkiem, ale zdjęć zrobiłam zaledwie kilka. Trudno robić portrety roślin z piętra autobusu

Zachwyciły mnie kaliny bodnantskie przy Muzeum Historii Naturalnej, tym bardziej, że obok tętniło wieczornym życiem lodowisko.
Niestety zdjęcia wyszły niespecjalne, ale widok był przepiękny.
Kaliny sztywnolistne (tak obstawiam) dodatkowo przepięknie pachniały.
Jaśmin nagokwiatowy (na który się nie odważę u siebie) wyglądał jak kwintesencja wiosny. Naprawdę trzeba było sobie przypominać, że to końcówka grudnia.


Tych krzewów było bardzo dużo w okolicy, w której mieszkałam i wyglądały cudownie.

A tutaj maleńkie dzwoneczki przy chodniku.

Teraz żałuję, że nie zrobiłam więcej zdjęć roślinkom, zwłaszcza w parku, gdzie pierwsze rododendrony zaczynały rozwijać pąki kwiatowe, a róże wciąż miały ostatnie kwiaty na pędach i to w całkiem dużej ilości. Pierwszy raz widziałam krzewy róż z grubymi, zdrewniałymi pędami u podstawy. No, pierwszy raz je zauważyłam
