Ale od początku.
Poinstruowana przez personel medyczny ze szpitala w Krynicy, tuż po powrocie do domu, zawisłam na telefonie, celem zapisania męża mego jedynego, na wizytę kontrolną w przyszpitalnej przychodni "dla połamańców", która zgodnie z informacją na skierowaniu, miejsce mieć miała tydzień licząc od dnia złamania.
Po wysłuchaniu 20min. muzyki relaksacyjnej, doprowadzającej mnie do szewskiej pasji
Wydeklamowałam głosowi po drugiej stronie, że wypadek, że złamana noga, że gips, że wizyta kontrolna, na co słyszę: najbliższy wolny termin za 4 tygodnie..
Że co?!
Że jak?!
Zagotowałam się!
Kobieto! Przy dobrych wiatrach /
Najwyraźniej tembr mojego głosu spowodował, że głos po drugiej stronie słuchawki zaczął obawiać się o własne gnaty
Można?! Można!
Nadszedł rzeczony termin, udaliśmy się do przyszpitalnej przychodni.
Usadziłam Ondka w poczekalni pośród innych "połamańców", a sama poszłam do rejestracji dokonać formalności.
Pani siedzącej po drugiej stronie kontuaru, której wyraz twarzy zdradzał oznaki totalnego niezadowolenia, podałam wszystkie potrzebne dokumenty.
Spojrzała na papiery, po czym na mnie spode łba i burknęła: Nie przejdzie..
O co chodzi tym razem, co nie przejdzie?
Skierowanie..nie przejdzie..
Jak to pytam?!
Skierowanie jest źle wystawione, napisane jest tutaj poradnia ortopedyczno-urazowa, a powinno być chirurgiczno-urazowa, ostatecznie urazowa, wtedy by przeszło..
Krew mnie zalała!
To niech pani sobie skreśli wyraz "ortopedyczna", syknęłam..
W odpowiedzi usłyszałam: Nie mogę!
I co pytam?
Mam teraz zasuwać 450km do Krynicy Zdrój, celem skorygowania skierowania?!
Nie, to nie będzie konieczne odrzekła, wystarczy do "rodzinnego"
Kobieto, /wrzasnęłam!/ w cuda wierzysz, czy bóg Cię opuścił?!
Mam pojechać na drugi koniec miasta, dostać się do lekarza pierwszego kontaktu, pilnie strzeżonego przez stado emerytek uzbrojonych w nieograniczoną niczym ilość czasu & "szczekaczki" nie od parady, po czym wrócić tutaj i to wszystko w 0,5h?!
Toć to nierealne!!
Oprzytomniała najwyraźniej, gdyż padło pytanie: na 15:00 dadzą państwo radę przyjechać, prychnęła..
Damy!
Można?! Można!
Zgarnęłam Ondka i w te pędy do niepublicznego ośrodka opieki, gdzie urzęduje nasz lekarz rodzinny.
Śnieg padał minionej nocy, śladu co prawda już po nim nie było, ale wilgoć tu i ówdzie pozostała.
Przekraczając próg przychodni, czuję jak wbrew własnej woli, zaczynam tańczyć breakdance'a, trwało dłuższą chwilę, nim złapałam równowagę, jednak udało mi się utrzymać na nogach.
Ale co to..
Szedł za mną Ondek..
Odwracam się, na wysokości wzroku Go nie widzę, opuszczam wzrok niżej..leży jak długi!
O matko!
Please, tylko nie druga noga!
Na szczęście skończyło się na niegroźnie obitej kości ogonowej, a skierowanie udało się sprawnie załatwić
Umordowani nadmiarem wrażeń udaliśmy się do domku, celem zebrania sił na drugą, popołudniową rundę walki Ondki vs Publiczna Służba Zdrowia




Tylko dla siebie

wyruszamy w Polskę tak często, jak tylko jest to możliwe 


