Bogusia, w luty 2012r. była pierwsza operacja na oddziale neurochirurgii. Operacja przyniosła dużą ulgę, niestety po czterech miesiącach, pomimo protestu lekarza operującego, wróciłam do pracy. Martwiłam się o pracę, wydawało mi się że uda mi się dopracować do emerytury. Niestety nie dałam rady, tylko kręgosłup sfatygowałam. Dopóki się nie zginam, nie kucam, często odpoczywam w pozycji leżącej to ból jest znośny. Wystarczy że się w dzień trochę zagalopuję to noc mam z głowy. W dzień bez tabletek trudno egzystować. To nawet nie ból jest najgorszy, tylko to że nogi odmawiają posłuszeństwa, są jak z waty, jak by nie były moje. Po operacji bóle ustępują, ale zostają znaczne ograniczenia, o dźwiganiu nie ma mowy. W pracy bardzo uważałam, ale niestety taka jest prawda że czasem nie było wyjścia i trzeba było trochę się wysilić. Teraz czekam na rezonans i jestem pewna że bez operacji się nie obejdzie, czy wrócę do pracy, nie wiem.
Po raz pierwszy jakoś nie mam wcale ochoty tam wracać. Bogusia, co ja ty będę gryzmoliła, do niedawna wydawało mi się niemożliwe żeby w tak krótkim czasie można było załatwić sobie kalectwo. Jak robię ogólne wyniki badań, to jestem okazem zdrowia, a martwię się żebym nie została w łóżku na dłużej. Kości całe, stawy całe, niby wszystko na miejscu a jednak bez operacji ani rusz. Dbaj kochana o kręgosłup, bo drugiego nie dostaniesz.
Iwonko, pracusiu, my nie o zimie, tylko o ciepłym kominku, choince i prezentach
