
U mnie też zaraza weszła na pomidory (nie było mnie przez 2 tygodnie sierpnia + fatalna pogoda) - ale co trzeba było, to usunęłam i Bogu dziękować, reszta dalej rośnie. Miałam zrobić oprysk, ale stwierdziłam, że skórka nie warta wyprawki - niech się dzieje wola nieba. Na plon nie narzekam, zbieram na bieżąco (mam tylko w gruncie), co jakiś czas gdzieś się zz ujawnia, wtedy obrywam porażone części, pomidorki obserwuję i czasem trzeba któregoś wyrzucić.
Szczerze - to jestem już trochę zmęczona tą pracą w ogrodzie (choć ją bardzo lubię) i chyba podświadomie dążę do zakończenia tegorocznego sezonu pomidorowego. Więc się cieszę z tego, co zebrałam (wczoraj całe wiadro pomidorów) i nie martwię pojedynczymi oznakami zz.