Witajcie.
Środowy wieczór był dla nas ciężkim momentem. W ciągu kilku minut (może 3-4) nadeszła burza, zerwał się silny wiatr i nasz foliak runął. Pisałam już wcześniej, że trafił się felerny, ale nie myśleliśmy, że konstrukcja tak szybko się złamie. Mieliśmy go wzmocnić, teraz już nie ma czego.
A jeszcze kilka godzin wcześniej było pięknie...
Łubin szaleje na całego, ale tylko jeden, drugi nie zakwitł.
Liatry oblepione bzyczkami

(akurat uciekły, gdy przyszłam z aparatem).
Kolejna lilia pokazała swoje piękno (a jaki zapach

)
Jedna z gospodyń tej posiadłości ;)
I jeszcze jedna lilia
Budleja
Pierwsza cukinia
A tu kilka minut po burzy, jeszcze deszcz padał, ale wzięliśmy się za ratowanie pomidorów.
Rano było już tak, posprzątanie i podwiązane.
Byłoby szkoda zostawić czy nie ratować, bo pomidorków trochę jest.
Megagron zaczyna swój popis
Tak więc po raz pierwszy i ja doświadczyłam tego, że z żywiołem się nie wygra. Z tarasu pospadały doniczki z pelargoniami i petuniami, ale mają chęć rosnąć dalej, tak, jak pomidory

.
Miłego dnia i jak najmniej burz.
Pozdrawiam.