Przeczytałam cały wątek i dzięki Wam wiem już, że mam w ogrodzie m.in. rdest plamisty. A przedtem myślałam, że to jakieś chore biedaczki, bo przecież taka brzydka plama na każdym liściu...
Mam też podagrycznik, jak na szanującego się ogrodnika przystało, ale tego gada znałam z imienia już wcześniej. Udało mi się stłumić ekspansję większości chwastów dzięki obfitemu ściółkowaniu i teraz życie z ogrodem jest o niebo łatwiejsze, ale mam wciąż jedną niewyjaśnioną zagadkę.
Roślinka swym uporem dorównująca podagrycznikowi, wyrośnie spod wszystkiego (ściółki, kartonu, kupy kamieni) i na wszystkim (tzn. niewybredna pokarmowo), a jednocześnie tak z twarzy sympatyczna i z aromatycznym wnętrzem, że podejrzewam ją o jadalność, a wręcz jakieś cudowne właściwości medyczne. Po roztarciu w palcach liść wybucha silnym, odświeżającym aromatem mięty, melisy i... pomarańczy? Ja nie mam nosa polskiego ogara, więc te nuty zapachowe mogą w rzeczywistości brzmieć nieco inaczej, ale takie mi właśnie przyszły do głowy, gdy pierwszy raz zgniotłam wspomniane ziele. Ja w ogóle rozgniatam wszystkie nieznane rośliny i wącham - nie wiem, nerwica jakaś?
Oczywiście zaraz okaże się, że WSZYSCY wiedzą, co to jest, ba, że wszyscy POWINNI wiedzieć, bo to przecież okropnie oczywiste, ale cóż - JA nie wiem, więc pytam. Kim jest osobnik na zdjęciach? Mam tego pełno, aż mnie korci, żeby to zjeść, zaparzyć herbatkę, ew. podać kozie i kurczakom. Podpowiedzcie, dobrzy ludzie, zanim urządzę sobie pomór masowy
