Witam w piękny, niedzielny poranek...
stworzony chyba tylko po to, żeby błogo poleniuchować po wczorajszych pracach w ogrodzie.
Milenko, jeżeli chodzi o floksy, to mam na nie sprawdzony sposób. Bierze się je w garść, pi razy oko ustala gdzie góra, gdzie dół (zielonym do góry!) i wsadza. Kluczowym jest porządne udeptanie i podlanie. Sadzę je w ten sposób, że większość rośliny ląduje pod ziemią, bo wtedy mam pewność, że nie powysychają. Fakt, efekt wygląda mizernie, jeżeli chodzi o ilość, ale tak posadzone szybko się rozrastają i tworzą ładne kępy.
Podpórki chciałam najpierw obejrzeć i ewentualnie zdecydować, w związku z tym mam plan się wprosić na oglądanie do Ciebie

Lidl powtarza oferty, więc może jeszcze je kupię.
Dalii absolutnie nie powinnam już dokupować, w żadnym wypadku. Dlatego też w przyszłym tygodniu popędzę do Kruczka zapewne... Patrz, nawet nie wiedziałam, że już skończyli budowę.
Słodka Aniu, w twoich ustach to prawdziwy komplement... Mojemu ogrodowi dodałaś kolorów, a mnie inspirację i następną listy chciejstw. To się nazywa działanie wielokierunkowe!
Zdjęcie Babci do awatarka wycięłam z tego:
Jest to ślubne zdjęcie Dziadków, pobierali się w 1940 roku, w Iwacewiczach, to są tereny dzisiejszej Białorusi. Przypuszczam, że dlatego są ubrani raczej wizytowo niż typowo ślubnie...
Ale bardzo to zdjęcie lubię; zastanawiam się jakie kwiaty trzyma Babcia? Hortensje?
Sobota była ogrodniczo bardzo pracowita .
Zaczęłam od wizyty na targu (przy Lompy), przy okazji zakupów spożywczych nabyłam:
- malwy, żółtą i łososiową,
pierwiosnki (ząbkowane?)
macierzankę piaskową
dziewannę
czosnek niedźwiedzi
wawrzynek wilczełyko
i malutką hoję.
Chciałam jeszcze pojechać na polecany przez
Anię- akl 62 targ do Lipnika ale popatrzyłam na zakupione, absolutnie nie planowane rośliny, popukałam się mentalnie w czółko i wróciłam.
Trzeba było to wszystko posadzić, a przecież jeszcze czekały róże.
Pierwiosnki
i malwy poszły na nową rabatę różaną:
Uważny obserwator dostrzeże, że nad jakością prac czuwała Maja:
Księżniczka Maja:
Pozostaje mieć nadzieję, że jej się podobało...
Posadziłam róże; tu fioletowe Hippolyte i Nuits de Young:
miejsce paskudne, jeżeli chodzi o kopanie, konieczne było wdrożenie znanej procedury: taczka ziemi za taczkę kamieni...
Baron Girod z Ain na szczęście trafił już lepiej ( na szczęście dla mnie, oczywiście, różom to wsio rawno):
Posadziłam jeszcze ostatnie byliny z kapersów: krwawnik, dzielżan i fiołki, wawrzynka w miejsce widoczne, acz mało atrakcyjne jeżeli chodzi o łażenie i o ocieranie się o niego. Chyba jeszcze muszę go ogrodzić jakimś płotkiem, z uwagi na koty. Zwłaszcza, że obok rośnie kocimiętka, którą co prawda, jako żywo, żaden z moich kotów się jeszcze nigdy nie zainteresował, ale kto to wie co im do tych łebków może strzelić.
Tak to jest, jak się najpierw kupuje a potem sprawdza co kupiło... Zeszłoroczne doświadczenia z tojadem mnie niczego nie nauczyły...
Ponadto zainaugurowałam sezon koszenia... Mina sąsiada widzącego mnie z kosiarką - bezcenna.
Obrzeża niektórych rabat, tych które w zeszłym roku z wrodzonego lenistwa mulczowałam skoszoną trawą zamiast pracowicie zdzierać darń, porosły już nową trawą tak, że nie widać było ani obrzeży z kamieni, ani rosnących roślin. Czas był najwyższy się za to wziąć. Efekt, na przykładzie rabaty z żurawkami wygląda tak:
Od razu porządniej, prawda? I uzyskałam pierwszy kosz trawy, który posłużył do mulczowania fragmentu nowej rabaty, wokół kaliny angielskiej, który to fragment, z wrodzonego lenistwa...
Pierwsze tulipany w pełnym rozkwicie:
Flamming Emperor
i Concerto:
I na koniec, rzut oka na całość:
Miłego dnia!