
@ Czarodziej ? to, co w Twojej metodzie wydaje mi się najskuteczniejsze, to to ładowanie roślin do wora. O ile przędziorki mogą się uodpornić na całą chemię (tak jak to ma miejsce u mnie ? po doświadczeniu z abamektyną szczerze powątpiewam, by jakakolwiek chemia mogła na nie zadziałać), o tyle szczerze wątpię, by równie łatwo uodporniły się na bardzo wilgotne środowisko ? przecież ich formy młodociane nie znoszą wilgoci, nawet codzienne zamgławianie roślin zwykłą wodą ogranicza ich rozród (o czym już donosiłem w tym wątku). Czyli coś, co dla mnie jest średnio wykonalne ze względu na ograniczoną przestrzeń, którą dysponuję, w połączeniu z dużą liczbą roślin (w tym niektórych naprawdę sporych).
Co do wybywania do rodziców ? znowuż zonk, moi rodzice mieszkają tysiąc trzysta kilometrów ode mnie. ;-) Do tego w pokoju mam jeszcze hodowlę mrówek (gmachówka drzewotoczna, wyprowadzona od rójkowej królowej kolonia licząca obecnie kilkaset osobników) ? i jeśli opary sugerowanych przez Ciebie specyfików mogłyby zaszkodzić mnie, to pewnie tym bardziej mogłyby się okazać szkodliwe dla moich podopiecznych.
Z tym laniem wody do wora wreszcie załapałem, dzięki.

Pozdrawiam!
LOKI





 . A zaczęło się od tego, że hodowałam sobie na balkonie Pepino Gold. Ta roślinka działa jak magnes na przędziorki
 . A zaczęło się od tego, że hodowałam sobie na balkonie Pepino Gold. Ta roślinka działa jak magnes na przędziorki  . Zleciały się chyba z całej okolicy i w błyskawicznym tempie się rozmnożyły. Stosowałam różne środki naprzemiennie, ale nic nie działało. W końcu dałam za wygraną i Pepino wywaliłam
 . Zleciały się chyba z całej okolicy i w błyskawicznym tempie się rozmnożyły. Stosowałam różne środki naprzemiennie, ale nic nie działało. W końcu dałam za wygraną i Pepino wywaliłam  , ale w międzyczasie zdążyły zasiedlić storczyki, które sobie werandowały: cymbidium i dendrobium hybryda Nobile. Tych już nie mogłam wywalić, więc dalej walczyłam. Do jesieni udało mi się ograniczyć poppulację, ale jakieś osobniki przetrwały zimę i od wiosny znowu się zaczęło. Na Magusa się uodporniły, na  Vertimec (który trzeba łączyć z Nomoltem, bo działa tylko na dorosłe osobniki a Nomolt na larwy) również. Zamykanie w worku stosowałam, z miernym rezultatem
 , ale w międzyczasie zdążyły zasiedlić storczyki, które sobie werandowały: cymbidium i dendrobium hybryda Nobile. Tych już nie mogłam wywalić, więc dalej walczyłam. Do jesieni udało mi się ograniczyć poppulację, ale jakieś osobniki przetrwały zimę i od wiosny znowu się zaczęło. Na Magusa się uodporniły, na  Vertimec (który trzeba łączyć z Nomoltem, bo działa tylko na dorosłe osobniki a Nomolt na larwy) również. Zamykanie w worku stosowałam, z miernym rezultatem  . Kiedy osobników było już mało (bo część jednak padała), zaczęłam stosować środek, o którym też tu na Forum czytałam. Mianowicie robię mieszankę: trochę wody, trochę środka do mycia naczyń (brałam taki jaki akurat miałam) i trochę oliwy. Rozbełtuję to energicznie, żeby zrobić taki emulgat i następnie maczam w tym ściereczkę i przecieram listki z obu stron. Powtarzałam to co dwa tygodnie. To faktycznie robota benedyktyńska
 . Kiedy osobników było już mało (bo część jednak padała), zaczęłam stosować środek, o którym też tu na Forum czytałam. Mianowicie robię mieszankę: trochę wody, trochę środka do mycia naczyń (brałam taki jaki akurat miałam) i trochę oliwy. Rozbełtuję to energicznie, żeby zrobić taki emulgat i następnie maczam w tym ściereczkę i przecieram listki z obu stron. Powtarzałam to co dwa tygodnie. To faktycznie robota benedyktyńska  , ale od dwóch miesięcy, przy każdym podlewaniu zakładam okulary i bardzo dokładnie oglądam każdy listeczek - nie ma
 , ale od dwóch miesięcy, przy każdym podlewaniu zakładam okulary i bardzo dokładnie oglądam każdy listeczek - nie ma  , nie ma
 , nie ma  . Polecam ten sposób.
. Polecam ten sposób.



 
 
		
