Lulko tak wyszytałam,nie miałam okazji sprawdzić
kociara oświeciłaś mnie i za to Ci dziękuję! Do tej pory nie wiedziałam jaka to roślina, więc dopisałam ją do jakiejś dziwnej odmiany skrzydłokwiatu, choć nijak mi to nie pasowało. Teraz odkryłaś jej oblicze-będę musiała ją przeprosić albo ochrzanić za to, że ukrywała prawdziwą twarz

Znalazła się u nas z ogłoszenia wyszperanego w necie przez mego M, ogłoszenia typu "oddam gratis". Wraz z nią przyjechały dwie Hoje. Wszystkie rośliny ooooooogromne, bardzooooo zakurzone, z pousychanymi liśćmi, zanedbane okropnie. Właścicielka je trzymała w domu bo to rośliny, które były u nich z "dziada pradziada" i miała do nich sentyment, aczkolwiek nie była fanką roślin, poza tym zajmowały zbyt dużo miejsca, tak więc chciała oddać je w dobre ręce. Trafiły tak jak trafiły

Hoje były wielometrowe, splątene tak, że nie lada wyzwaniem było rozplątanie ich. Powycinałam co trzeba i poczyniłam z nich młode rośliny, z jednej jeszcze nieco zostało w oryginalnej postaci. Aspidistrę stopniowo, acz systematycznie, pozbywałam zniszczonych i brązowych liści, aż tego lata nastąpiło ostateczne cięcie, dostała nową ziemię i doniczkę i wygląda tak jak dziś. Stoi w półcienistym miejscu, z dala od okien. Systematycznie wypuszcza nowe listki, choć gdy ją M przywiózł była dwa razy większa

Podlewam, jak wszystkie-wodą z akwarium, niezbyt często, gdy ziemia przeschnie. Liście przecieram od czasu do czasu, jak i innym zieleniakom, skórką od banana. Są wówczas gładkie, błyszczące i podobno nieżle odżywione

Ależ się rozpisałam-jak zwykle to ja...

Jeszcze raz dziękuję za wyprowadzenie z błędu
Marta80 ja właśnie takie oazowe, zielone zakątki lubię najbardziej, takie zbliżone do natury. Poza tym zieleń świetnie relaksuje...