Powiem Wam, że gusta się zmieniają. Nienawidziłam host, a teraz mam ich ładne stadko, imienne i bezimienne, w tym roku mnie tak poraziło miłością nagłą i niespodziewaną, na razie trzymam je w donicach, ale mam już upatrzoną zaciszną miejscówkę i tam urządzę hostowisko co się zowie. I teraz się zastanawiam, jak ja ich mogłam nie lubić...
A jak można berberysów nie lubić?

Mnie się marzy alejka w ogródku wysadzana berberysem...
O, jest coś, czego nienawidzę od całkiem niedawna. Orzechy włoskie. A to przez mojego dziadunia, któremu nie wystarczył orzech przy kompoście i przy trzepaku i posadził ich ze dwanaście na ogrodzie, w tym połowę wkomponował w żywopłot...

Ze dwa już wykończyłam. Jak skutecznie otruć orzech włoski? Potrzebuję pretekstu do wycięcia go. Bo ten przy kompoście jest za blisko warzywnika. Nie ma owocu prawie w ogóle i tylko siedzi, ocienia i wydziela juglony do gleby. No nienawidzę jego i innych orzeszków. Dziadek ma fantazję, ale nie ma wyobraźni. A to bardzo złe połączenie.
Jeszcze nienawidzę karłowatych bonsajów owocowych dziadka, który sadzi drzewka bez opamiętania i rosną potem piętrowo takie przyduszone pokurcze bez owocu...
