Kochani, witam Was serdecznie
Bardzo dziękuję za odwiedziny i wszystkie wpisy

Cóż napisać... warszawiacy wiedzą, że pogoda całkiem dobra, szkoda tylko, że komary skutecznie utrudniają jakiekolwiek prace w ogrodzie. Nawet w Afryce nie ma takich komarów

Wszystko idzie mi jak krew z nosa

Opryski niewiele dają i powiem Wam szczerze, że już mam tak tego sezonu dość, że nawet nie planuję jesiennych nasadzeń... Tradycyjnie posadzę trochę nowych narcyzów i tulipanów, ale przede wszystkim chcę zrobic szpaler z różnokolorowych wysokich berberysów wzdłuż części ogrodzenia. Lilii sadzić nie będę- nie wiem, czy podczas mojej nieobecności w domu zimą nie przyjdą wielkie mrozy w bezśnieżnym okresie. Te ubiegłoroczne jesienne nie popisały się za bardzo...
W ogrodzie kwitną ketmie, hortensje i dalie. W sobotę zamierzam kupić pierwsze chryzantemy, żeby zrobiło się bardziej kolorowo. Zdjęć nie robiłam, więc dzisiaj dalszy ciąg Portugalii.
Wcześniej już wspominałam, że kręciliśmy się w okolicach Lizbony. Odwiedziliśmy Sintrę- miasteczko położone w jej pobliżu, podróż metrem z centralnej stacji zajmuje pół godziny i nawet mieszkając w stolicy nie trzeba wynajmować samochodu. Jest na tyle piękne, że spędziliśmy w nim prawie trzy dni. Miasteczko jest niezwykłe- już mauretańscy władcy Lizbony wznieśli tu swoją fortecę, później zauroczeni pięknem krajobrazu królowie Portugalii obrali Sintrę na swoją letnią rezydencję. Nawet XVIII- i XIX-wieczni Anglicy byli pod jej wpływem- Byron właśnie tutaj pisał "Wędrówki Childe Harolda". Mnie przede wszystkim podobały się kolorowe wille, tak podobne do tych z kolonii.
Tych, którzy znają bawarskie zamki Ludwika, nic w Sintrze nie zaskoczy. Dziwaczny, z lekka kiczowaty zespół powstał w latach 40. XIX w. na zamówienie Ferdynanda von Sachsen Coburga, męża królowej Marii II.
CDN