Produkcja marketowych bezchlorofilofców ma miejsce na Dalekim Wschodzie. Producenci z Chin i Korei muszą dysponować dużymi matecznikami zaszczepionych roślin bezchlorofilowych, które dają mnóstwo odrostów. Dlatego są to roślinki typu Chamaecereus silvestrii czy Gymnocalycium mihanovichii, bo w ich wypadku te odrosty pojawiają się naturalnie w trybie wykładniczym. Zatem świeże odrosty szczepi się na odcinkach pędu Hylocereus undatus i natychmiast po szczepieniu pakuje na statek. Podróż świeżo zaszczepionych roślin trwa około 4-5 tygodni i po tym czasie lądują one w Europie (najczęściej Holandia), gdzie po wypakowaniu zraz jest już zrośnięty z podkładką a sama podkładka ma już zawiązki korzeni. To się sadzi do doniczek, chwilę podpędza i daje do sprzedaży.
A jak pozyskać samą roślinkę bezchlorofilową? Kiedyś wyglądało to tak, że przy dużych ilościach wysiewanych nasion niektóre siewki wykazywały mutację w postaci braku chlorofilu. Oczywiście dziś też tak jest

I teraz takie siewki należy natychmiast zaszczepić, bo one nie mogą same się wykarmić i w tydzień - dwa od skiełkowania umierają. Jest to zegarmistrzowska robota, ale niektórym się to udaje. Przy odrobinie szczęścia takie siewki zaczynają rosnąć jako szczepione i stają się właśnie formą bezchlorofilową. Obecnie pomaga się zdrowym siewkom stać się bezchlorofilowymi mutantami przez naświetlanie ich różnymi typami promieniowania - najczęściej jest to nadfiolet. Intensywne UV powoduje uszkodzenie ciałek zieleni i roślinka staje się niezdolna do samodzielnego wzrostu. Można coś takiego zrobić na własną rękę. Wystarczy swoje wysiewy w początkowym stadium wystawić na silne słońce. Spora część siewek wypali się, ale niektóre staną się tylko bezchlorofilowe. Oczywiście po takim zabiegu należy je natychmiast zaszczepić, bo same długo nie przeżyją.
Jest jeszcze coś takiego jak forma "picta" czy "variegata". Jest to częściowa utrata chlorofilu. Wtedy roślinka w gorszej kondycji, ale może rosnąć na własnym korzeniu. Ma ona uszkodzoną tylko część komórek, dlatego jest w ciapki. To, co jest nieuszkodzone, jest w stanie wykarmić całą roślinkę. Ponieważ zasilanie pracuje tutaj na pół gwizdka to takie egzemplarze rosną wolniej i generalnie są słabsze. Ale za to jak ciekawe dla wszystkich maniaków mutacji.
W naturze praktycznie nie występują formy bezchlorofilowe ponieważ tam nie ma kto ich szczepić. Skuteczne uszkodzenie chlorofilu przez słońce może mieć miejsce praktycznie wyłącznie, gdy roślinka jest siewką, bo światło nie może wnikać aż tak głęboko w roślinkę. Nawet jeśli udałoby się w naturze słońcu uszkodzić starszy pęd to on również dalej nie miałby możliwości rozwijania się, bo sam nie mógłby się wykarmić. A tam nie ma taryfy ulgowej.
Zatem będąc na prawie 700 stanowiskach kaktusów widziałem tylko jedną roślinkę, która mogła być bezchlorofilowa. Jej fotka poniżej.

TB068.4 Rebutia pygmaea v. friedrichiana
Jak widać jest to tylko jeden odrost, który dalej jest karmiony przez główny pęd (działa jak podkładka) a uszkodzenie chlorofilu musiało nastąpić z powodu słońca i nie było zbyt głębokie, ponieważ nowym przyrostom znów wraca zieleń.
W kolekcji mam dwie formy variegata wyhodowane z nasion nie celowo, u mnie to wypadek przy pracy. Obie roślinki dostały w pierwszym roku zbyt dużo słońca i chlorofil uszkodził się częściowo. Nie kolekcjonuję takich dziwactw i za bardzo nie zwracam na tę kwestię u siebie uwagi. Jeśli jest parcie na ten temat mogę spróbować nie zapomnieć i kiedyś wkleić zdjęcia tych dwóch roślinek.
Pod Bydgoszczą jest duża produkcja kaktusów, gdzie właściciel jest wielkim wielbicielem wszelkiego rodzaju dziwactw, w tym i bezchlorofilowców również. Jeśli ktoś lubi ten temat to warto się tam wybrać. Ilość zmutowanych kaktusów (grzebienie, kolorówka itp.), która tam można zobaczyć jest ogromna. Niestety ja tam nudzę się sromotnie. Dożo tego typu roślin można kupić właśnie od tego pana na naszym słynnym portalu aukcyjnym na literkę A.