Witam !
Przeczytałam wszystko i zauważam, że każda z wymienionych tu roślin zachowuje się różnie - raz jest ekspansyjna, raz nie...
Może to zależy rzeczywiście od gleby, tak jak już zostało to tu gdzieś wspomniane? Może też od rejonu Polski, nasłonecznienia, rodzaju ściółki, towarzystwa innych roślin, może nawet od gatunku ptaków czy innych żyjątek ... ??
Coś w tym musi być ,bo jedni narzekają bardzo, inni nie widzą zupełnie problemu.
Ja moją działkę mam dopiero od lat dwóch, a przedtem leżała odłogiem, więc tym bardziej były warunki do rozprzetrzeniania się niektórych wymienionych przez was roślin, a nie ma z nimi żadnego problemu.
Zupełnie nie rozumiem np. problemów z bluszczem, barwinkiem, konwalią, orlikiem, szafirkami, paprociami czy sasankami...

Barwinka uwielbiam bo tworzy zieloną kępę cały rok, a w okresie kwitnienia mam piękny fioletowy dywan. Regularnie go przycinam, co wrosło w ziemię poza ramami mojej kępy wyrywam z łatwością i jest super.
Konwalie wykopałam by je posadzić w innym miejscu, oczyściłam dobrze ziemię i od dwóch lat prawie nic nie wybiło.
Mam też dwie wielkie leszczyny, a mój przyjaciel (z zza płotu) ma sumaka i ...... nic. Wiele lat i żadnych siewek.
To samo jeśli chodzi o milin u mojej mamy na działce - ogromny! A kwiatów ilość niesamowita i nigdzie się nie rozsiał........
Drugie co mi się nasunęło czytając wasze posty, to to, że o ile faktycznie niektóre roślinki mi się dają we znaki ilością siewek i pojawianiem się na całym ogrodzie i bez końca - to jednak usuwanie ich jest tak łatwe, że nie robi to na mnie specjalnie wrażenia. I tak np. fiołek i nawłoć są wszędzie, ale bardzo lekko się je wyrywa, więc nie darzę ich nienawiścią.
Jedyne co mnie porządnie wnerwia to podagrycznik, który siedział sobie w starych kępach liliowców (na szczęście tylko tam) i mimo, że je rozsadziłam wciąż z nich wyłazi, a bardzo ciężko go stamtąd wydobyć z korzeniem. Prawie to niemożliwe.
Mam też już dość groszku wieloletniego, wrrr....