Jak będę jechała do Warszawy, to zabiorę z sobą ;:44
A twoje waciki pewnie tęsknią za zieloną trawką. My kiedyś też mieliśmy kurki. Zimą moja mama wysiewała dla nich w domu owies na talerzach wyłożonych mokrą ligniną lub watą. Trzeba było tylko podlewać, żeby ziarno wykiełkowało i zazieleniło się. A potem kurki miały ucztę. Można im ścinać te zielone listki, bo potem jeszcze raz odrastaja. Jadły też suszone pokrzywy utłuczone z ziemniakami gotowanymi w skórkach(bez soli oczywiście), albo tartą marchewkę lub buraczki.
To są naturalne witaminki, a jajeczka jakie po nich dobre (i żółtka ciemnopomarańczowe).





