Żona zamówiła zwartnicę (Hippeastrum sp.) w hipermarkecie internetowym, z którego normalnie dostarczają nam żarcie (mają podpisaną umowę o współpracy z jednym sklepem ogrodniczym, więc rozmaite artykuły ogrodnicze można u nich nabyć). No i sklep się ?popisał?. Nie dość, że zwartnica przyszła do nas ?w zestawie do samodzielnego złożenia? (czyli doniczka osobno, ziemia osobno, a roślina osobno ? bo wszystko z doniczki wypadło od turlania się po rzucanym niczym worek kartofli przez magazynierów/dostawców pudle ? a nikt nie pomyślał, żeby roślinę jakoś zabezpieczyć), to jeszcze jeden kwiatostan był zmasakrowany (poszarpane, pogniecione i połamane płatki), a drugi pęd kwiatostanowy ? mający w momencie dostawy formę pąka ? złamany przy samej cebuli. Do kompletu roślina była kompletnie zwiędnięta (wspomniana już ziemia była sucha jak pieprz), a także w żaden sposób niezabezpieczona przed mrozem (i lodowata w dotyku ? a było coś koło -3°C w momencie dostawy).
Myślałem już, że nic z tego nie będzie, nawet chciałem toto wyrzucić do śmieci, ale Żona stwierdziła, że nic nam nie szkodzi przecież spróbować uratować tę roślinę. Tak więc zmasakrowane kwiaty powycinaliśmy, roślinę z powrotem posadziliśmy i podlaliśmy, zaś złamany pęd podwiązaliśmy do tego drugiego, stojącego. I co? I Żona ? jak zwykle ? miała rację. Poniżej to, czego doczekaliśmy się ze złamanego pąka kwiatowego.
Pozdrawiam!
LOKI