Dorotko - rozumiem, jak najbardziej, że można docenić urodę... ale nie darzyć sympatią. Też tak mam...
Joluś - ponoć jakieś takie nieużyte te astry dla tulipanów. Ale chyba do tej pory nigdy mi się nie łączyły, więc mówię, że ponoć. No, pojedynczo astry mogą nie być imponujące, ale jak jest duuuużoooo wyciągniętych i chudziutkich, to już zupełnie inna bajka
Nelu - ależ konkret.... Lavaglut u mnie od grudnia - teraz powtórzyła kwitnienie i to chyba bardziej obficie niż za pierwszym razem. Ale coś się stało i w ciągu paru dni złapała taką plamistość, jak mało co... Pryskałam przy pierwszych kropkach, ale teraz już jest bez liści - wyskubałam do imentu, bo grzyb był na każdym lisku. A obok jest Rotkappchen i Astrid Grafin i są zdrowe. Zobaczę co będzie dalej... nie chciałabym się z nią rozstawać. Rotkappchen jest Kordesa, nie Geschwinda - czy ten Czerwony Kapturek Cię interesuje? W pierwszym kwitnieniu miał mnóstwo kwiatów na pędzie, teraz ma po parę. Ale jest zdrowiutki i ładnie się rozkrzewił w zgrabniutką kopkę. O Mary Rose mogłabym do rana

ale odpowiem na temat - kwiaty trzyma krótko i osypuje się obficie. To je łączy z Heritage - cała reszta zupełnie odmienna

Rosarium mam dzięki Tobie, więc wiadomo... William Shakespeare - u mnie rok w rok (ten jest czwarty) plamistość paskudna - ale zatrzymuje się w mniej więcej połowie krzewu, więc jest z gołymi nogami, tak do kolan

Chyba stąd mi się wziął pomysł bukszpanowych obramowań, żeby się w oczy nie rzucało

W tym roku już chyba dorósł na tyle, że sztywniej trzyma pędy i w końcu widać kwiaty. Nawet jeśli się go nisko przytnie to szybko się odbudowuje.
Andrzeju - do RU przekonałam się u Neli. Zbyt wiele nie napiszę, bo mam ją od wiosny. Ale siedzi w środku dość zapchanej rabaty - do tej pory zdjęłam parę chorych listków. Kwitnie, no jak się zastanowić to

właściwie cały czas. Teraz wypuściła wielkie kwiaty. A Leonarda też muszę mieć. Widziałam parę cuuuudnych egzemplarzy, więc może i u mnie się uda.