Witam Kochani serdecznie i poświątecznie!
Dziękuję za pamięć, za życzenia, za piękne widokówki...
Choć pogoda w wigilię nie dopisała, to "pogoda" kolacji była wspaniała. Pojechaliśmy nowym-starym autkiem po moją Mamuśkę i do córci i zięcia na świąteczną kolacyję. Pięknie udekorowany dom przywitał nas mnóstwem migocących światełek. Potem stół w salonie... cudownie ustrojony: biały obrus, dwie piękne świece, płonący ogień w kominku. Młodzi zrobili ponad dwieście pierogów (z kapustą i ruskich). Żarełka było pod dostatkiem. Najpierw składaliśmy sobie życzenia, przede wszystkim zdrowia... ja jak zwykle zahaczyłam młodych o powiększenie rodziny, że już pora. Przywykli widać do mego ględzenia na temat dziecka. Cóż to teraz za czasy.....Potem wiadomo: barszcz z uszkami, pierogi z maczanką ( są to grzyby ugotowane, zmielone + pieprz i sól) i w tym macza się pierogi. Potem ryba: karp, panga, morszczuk. Surówki z kapusty, pychota. Kompot z suszu na lepsze trawienie, dlatego najwięcej w nim suszonych śliwek. Makowiec, piernik, sernik - to podstawa ciast na święta Bożego Narodzenia. I oczywiście kutia, taka prawdziwa, wschodnia kutia. Pszenica, która dochodziła przez całą noc w gazecie i kocu, miód, rodzynki, orzechy, migdały i dużżżo zmielonego maku. Pychota. Kiedyś, podczas wigilii czekałam, kiedy będę mogła zabrać się za kutię. Teraz wiek już nie ten i bebechy nie takie same. Trochę się zje, a już się jest pełnym jak balon. Przed wyjściem z domu zaparzyłam sobie herbatkę miętową i czerwoną w dzbanuszku. A u młodych siedziałam, bo z przejedzenia nie mogłam się ruszyć. Kolędy tylko słuchaliśmy. Śpiewać nie śpiewaliśmy, bo w zeszłym roku jak z Mamuśką śpiewałam, (ja niskim głosem a Mamcia piskliwym), to wszyscy robili wielkie oczy, to teraz dałyśmy sobie spokój. Ponieważ w tym roku pasterka w TV była o 22,oo to musieliśmy zawieść Mamuśkę do domu, do Opola. Cóż z Niej za uparta istota. Nie zostanie na noc ani u Kasi, ani u mnie. Okropność. Od razu wróciliśmy do domu. Psy szalały z radości. Nie lubią zostawać same w domu. Diuna obsikała mi nowe kozaczki, niby z radości, ale jak ja bym tak sikała przy każdej radosze. to świat byłby mokry.... Na pasterkę poszłam, ale, aż mi wstyd, nie dałam rady doczekać do końca. Jak klękałam i wstawałam, to jak babcia-super staruszka. Po komunii zaraz wyszłam i wróciłam do domku. Aaaa, zapomniałam Wam powiedzieć, że na wigilię wstałam o godz. ... 6,30! A co, też potrafię. Na pierwszy dzień świąt wstałam już o godz. 7,20. Mieliśmy gości na obiad. Pierwszy raz robiłam gołąbki z kapusty pekińskiej. Farsz już sobie przygotowałam dzień przed. Kapustę wkładałam do gorącej wody i po chwili była gotowa. Wyszły mi 2 naczynia żaroodporne. Do tego rolady wołowe z sosem myśliwskim.

Dzieci przyjechały z Babunią, czyli moją Mamuśką. Obżarliśmy się znowu. Aha, jak ja ciężko pracowałam przy obiedzie, to Henry z Teściuniem tak spędzali czas: (na meble proszę nie patrzeć, miały być nowe na raty, a tu przed świętami trzeba było wziąć kredyt na autko, bo ważniejsze!)

.
Nawet Czaruś nie miał z kim iść na spacerek i mnie prosił, ale na daremno

.
Choinkę mamy w tym roku malutką. Wigilia poza domem to i mała choineczka. W zeszłym roku była też sztuczna ale wysoka. Jak widać czasy się zmieniają.

Ok. 23,oo w I dzień świąt zawiozłam Mamę do domu. Dzieci zostały na drugi dzień. Było spokojnie i miło. Jak to mówią: święta, święta i po świętach. Niedzielę poświąteczną prawie całą przespałam. Nie z lenistwa ale z choróbstwa. Dalej mnie trzyma ten brzydki kaszel. Bolą mnie od niego plecy i cała klata piersiowa. Biorę grypex, może mi pomoże. Jak biorę lekarstwa i bierze mnie senność i chociaż mniej charczę i zagłuszam TV, bo oczywiście spałam i na przemian oglądałam Indiana Jonsa. Dziś przeglądam pocztę. mam tylko 142 wiadomości. Pestka, prawda? Może do końca roku zdążę. Teraz muszę kończyć, bo M się przypomniało, że trzeba zrobić kosztorysy. Kiedy ja odpocznę, chyba jak.. umrę.
No to na razie, pa, pa
