Aniu to chyba gdzieś w Twoim wątku widziałam las araukarii,; pewnie to o nich wspomina Gosia. Czy to są te z delikatnymi igłami?
Gosiu, dobrze, że masz się lepiej. Codziennie przyjeżdża pielęgniarka i robi mi zastrzyk, a więc podobnie jak Ciebie, moje uda i brzuch zdobią siniakowe desenie. Jeszcze mi zostało osiem zastrzyków, a potem tylko ćwiczenia z fizykoterapeutą i 6-stego pażdżiernika zdejmę ten dziwaczny but. Co do reszty to zamówiłam już w Polsce pewien amerykański suplement, który ma prowokować mój organizm do produkcji potrzebnych mu substancji. Zamówiłam też suszone prawdziwki. W Paryżu można je kupić, ale tu jak dotąd ich nie widziałam. Ale nawet te paryskie nie są tak piękne jak te zbierane i suszone przez panią Bożenkę z Białostoczyzny.Gosiu, co do paproci to właśnie jest zanokcica gniazdowa. A tak na marginesie to...jak ją można uśmiercić? To nie jest Gosiu głupie pytanie, chcę po prostu wiedzieć jakiego błędu się wystrzegać. A może po prostu zapomniałaś o podlewaniu?
Dalu, właśnie o takiej araukari myślałam, pisząc poprzedni post. Miała ją moja ciotka i wydaje mi się, że nie jest to roślina zbyt wympagająca. W każdym razie wyglądała zawsze bardzo zdrowo i ciotka nie przejmowała się nią zbytnio. Prawie jestem gotowa ulec Waszym namowom, niestety, jak dotąd nie widziałam tego rodzaju araukarii w tutejszym sklepie.
Nie tak dawno temu odkryliśmy taką oto przydrożną, wiejską restauracyjkę, która bardzo mi się spodobała. Skromna, tworzona najprostszymi środkami i pełna kwiatów, bo powstała w przydomowym ogrodzie. Prowadzi ją pewien argentyńczyk i pierwsze pytanie jakie zadaje widząc gościa brzmi: Czy masz czas, aby nieco się zrelaksować? Jeśli odpowiesz twierdząco to potem cały czas jesteś obsługiwany w iście latynowski sposób, to znaczy tak jakby czas się tu zatrzymał, jakby istniał tylko po to, aby rześkość poranka leniwie ustępowała południowemu słońcu, by ociężale przetopić się w purpurę rozpalonego zachodu, by potem, w chłodnym blasku nocy czekać znowu żeśkiego poranka. Jeśli jesteś zbyt zestresowany to żona Argentyńczyka zrobi ci masaż, a o troskach możesz tu zapomieć w jacuzzi, czy w saunie tuż obok. Bo podstawową ideą tego miejsca jest czuć się tu dobrze, znależć tu wytchnienie, uspokojenie i uwolnienie. Serwowane dania to mieszanka kuchni francuskiej, argentyńskiej i kreolskiej. Trochę zbyt ciężka, zwłaszcza, że podawana w ilości wymagającej potem chamaka, albo jakiej innej leżanki.
