
Następna lokalna ciekawostka: W ostatni weekend przejeżdźaliśmy przez tereny sadownicze
w środku stanu Washington. Przy jednym sadzie zauważyliśmy napis "Czereśnie za darmo".

Kto by nie chciał czereśni za darmo? Więc wjechaliśmy do sadu. Z pobliskiego domu zaczęły
szczekać psy, i wyszedł starszy pan. Pozdrowił nas, przedstawił się - Gary - i zaczął wskazywać
nam drzewa z najdorodniejszymi czereśniami.

Tak smaczych, olbrzymich i obsypanych czereśni jeszcze nie widziałem.

Pojechaliśmy samochodem pół kilometra w głąb sadu, i tam w dalszym ciągu obsypane
czereśniami drzewka. Wszędzie ten sam gatunek - Bing Cherry.

Czuliśmy się jak w raju czereśniowym.

Pod czereśniami które były już oberwane, leżały stosy odrzutków - czereśni które nie
"zaklasyfikowały się" - byly albo za małe, albo nie dojżałe, albo skaleczone.

Na płocie przy domu też napis "Czereśnie za darmo. Zabierz ile tylko zechcesz. Zrywaj wszędzie".
Gary sprzedał czereśnie tylko z 12 hektarów, a z 14 hektarów zostały, jak się wyraził - dla ptaków.
W tym roku czereśnie obrodziły wszędzie i przemysł czereśniowy nie jest w stanie odebrać
wszystkich czereśni. Gary ma ten sad już od 60 lat, i nie pamięta takich urodzajów.
Gdy odjeżdzaliśmy Gary zachęcał nas "przyjedźcie jeszcze raz, przyjedźcie z przyjaciółmi"