
W związku z tym chciałabym zaproponować temat stosowania środków ochrony roślin w domu. Prędzej czy później konieczność takich zabiegów dopadnie pewnie każdego storczykarza, a podejrzewam, że wiele osób, z konieczności (albo niewiedzy) wykonuje opryski, tak jak ja, w domu.
Jak/gdzie je robicie, jakie macie sposoby zabezpieczenia się?
Co możemy zrobić, żeby zminimalizować skutki negatywnego wpływu owej chemii na nasze zdrowie (przy założeniu że nie mamy przedsionka, garażu, czy nieużywanego pomieszczenia, pogoda nie pozwala na wykonanie oprysków na zewnątrz, a w domu są małe dzieci, zwierzęta)?
Na początek opiszę, co ja robię i jak, i może jakaś dobra dusza skomentuje na ile jest to rozsądne:
1) czekam aż dziecko pójdzie spać, zamykam drzwi do jego pokoju, rozszczelniam okna, przygotowuję potrzebny roztwór w łazience- na twarzy maseczka ochronna, rękawiczek zazwyczaj nie zakładam- robię opryski nad wanną, potem spłukuję ją wodą, wstawiam rośliny do środka, myję dokładnie ręce, zamykam łazienkę, idę spać- na noc zostawiam co najmniej 1 rozszczelnione okno (w kuchni- niestety w pokojach gdzie śpimy okna z konieczności są zamknięte /zimno!/),
2) inna opcja: moczenie roślin w roztworze chemii- taką roślinę wystawiam na klatkę schodową (blok) ok 24h w nocy (żeby nikt już nie chodził i nie wdychał), wstawiam w kąt, przykrywam workiem, rozszczelniam okna- po wyznaczonym czasie moczenia zabieram do domu, roztwór wylewam do wc, rośliny zostawiam na noc w łazience- jak wyżej,
3) lub wykonuję opryski w domu za dnia, otwieram lub rozszczelniam okna, zabieram dziecko na spacer 1-2h, przez następną dobę rośliny zostają w łazience a ja staram się skrócić maksymalnie przebywanie w niej (np. w danym dniu nie kąpię już dziecka itp).
Pierwsze 2 opcje wydają mi się nienajlepsze z uwagi na porę- opryski, jak i podlewanie powinny być robione rano, żeby rośliny przeschły do wieczora. Przy ostatniej opcji pewnie wdychamy najwięcej chemii- a może się mylę..?
Byłabym wdzięczna gdyby ktoś znający się na rzeczy skomentował te moje sposoby


Jeszcze jedno bardzo ważne pytanie: jak wygląda bezpieczeństwo środków typu biochikol, biosept, asahi w stosunku do typowej chemii? Wydają się łagodniejsze, bezpieczniejsze, bo "bio" (przynajmniej 2 pierwsze), ale może to złudne..?