robertP2 pisze: Jeżeli mam wyrzucić gruz do kontenera i za to zapłacić to dlaczegóż nie miałoby to pójść nawet OBCEMU w dołek.
Ale taki sposób myślenia prowadzi do tego, że wszystko będziemy pakowac w dołek, nie szerzmy chorej postawy. Jak się rozejrzeć tu i ówdzie (a trochę się włóczę po kraju, polach, lasach) to mamy dziwną tendencję wypłycania wszystkiego i wszystkim. Robert chyba jesteś przedstawicielem właśnie tej części społeczeństwa

Jest dołek, to trzeba go wypełnić, natura nie lubi pustki. Korytko - gruz, zagłębienie-gruz, rzeczka-gruz. Nie było przejazdu-jest przejazd. Z daleka przecież nie widać a pokrzywą zarośnie, a i traktorem się przejedzie.
Po pierwsze - jeśli nie Twoje to nie rusz, może właściciel terenu nie życzy sobie mieć Twojego gruzu? Podstawowe konstytucyjne prawo to prawo własności.
Po drugie - zamiast gadać po próżnicy weźta się za pisanie do organów odpowiedzialnych za porządek, za właściwy przejazd, dojazd, za co płacimy podatki??, ale nie wylew żalów i smutków, tylko merytoryczne pisma poparte przepisami.
Po trzecie - składowisko odpadów jest najprostszym, najpopularniejszym obecnie u nas w kraju sposobem UNIESZKODLIWIANIA odpadów, a gruz jest generalnie neutralny, służy do przysypywania poszczególnych warstw odpadów komunalnych i innych na składowisku i jest jak najbardziej mile tam widziany. Gruz, ziemia itp. służą do rekultywacji i na pewno nie "marnują się" na składowisku. Tam jest miejsce gruzu, a nie w nieokreślonej przestrzeni nazwanej "dołkiem"
Moje doświadczenia wynikają z takiej oto historii. Dojazd do domy, żeby był krótszy urządziliśmy przez prywatną dzialkę sąsiada, za jego zgodą. Droga piaszczysta to i waliliśmy z innymi sąsiadami gruzu, cegieł, co zostało z budowy. Dostaliśmy ochrzan od właściciela działki jakich mało i przestaliśmy. Facet miał do tego prawo - to jego teren, zgodził się na przejazd ale nie na śmieci, potem by wyciągał z ziemi kawałki betonu. Nikomu już nie będę na jego własnym terenie wywalała odpadów - tak, bo gruz to odpad. Co więcej, pewnego dnia sprzedał grunt i z dnia na dzień nowy właściciel zagrodził nam przejazd. Też miał do tego prawo.
Mogłabym psioczyć na prawo na lewo i na sąsiada i na Państwo, urzędasy itp., ale co bym z tego miała? Na pewno nie dojazd do domu. Całą energię skierowałam na to, żeby poszerzyć wiedzę na temat kto, za co jest odpowiedzialny, jakie ma obowiązki, co mogę zrobić jeśli nie wypełni tych obowiązków. Dowiedziałam się, kto jest zarządcą prawdziwej drogi (nieprzejezdnej bo zarosła krzakami). Pismo naszprycowane przepisami i artykułami, pozbawione walorów emocjonalnych skierowaliśmy z sąsiadami do odpowiednich organów. Po kilku dniach wytyczyli nam i wyrównali prawdziwy przejazd zgodnie z tym jak idą działki ewidencyjne. Sąsiedzi się dziwią, że mam chyba wtyki w urzędzie, bo nie wierzyli. Ale to nie ja, tylko treśc tego co napisałam i pouczenie co zrobię, na podstawie jakiego artykułu, gdy droga pozostanie nieprzejezdna i pojazdy ratunkowe nie dojadą do mojej posesji. Żadnych awantur

, a jedna z sąsiadek już chciała telewizje wołać bo nie wierzyła w pisemka, że to coś pomoże.
Podsumowując - łatać dziury trawą ok, ale może by pomyśleć o porządnym rozwiązaniu problemu. Rozwalenie samochodu o nawierzchnię to poważna sprawa i ja bym dochodziła odszkodowania, jeśli to faktycznie jest działka drogowa i jakiś urząd jest za nią odpowiedzialny.