Mam na imię Kamil i kaktusa imieniem Bombel.
Problem Bombla jest taki, że jest ...inwalidą. Jest ze mną od 2008 roku. Tej wiosny po raz pierwszy zakwitł.
Niestety, przez te 6 lat często przeprowadzaliśmy się - nasze ostatnie mieszkanie było niczym trumna, bardzo ciemne przez wszechobecne drzewa tuż przy oknach. Bardzo się to na nim odbiło. Zmizerniał. Przed tym z kolei bardzo szybko rósł. Od 2 lat mieszkamy w słonecznym miejscu, gdzie jak widać Bomblowi dobrze (mam nadzieję).
Niestety, musi się opierać, co zrozumiałe. Oczywiście, jeśli taki ma być jego urok to będziemy z tym żyć, natomiast chciałem Was zapytać o to, czy jest sposób na uratowanie go przed dalszym chwianiem. Czytałem, że kaktusy to roślinne cyborgi i można im "fundować" różne przycinania w różnych celach i je to nie zabija... Osobiście cierpnie mi skóra na samą myśl, że miałbym ciąć Bombla, ale mam pytanie...
Czy ucięcie Bombla w połowie i zasadzenie jego górnej części w doniczce z ziemią dla kaktusów mogłoby być dla niego ratunkiem? Pytanie drugie, co z jego dolną częścią wtedy? Będzie rosła dalej?
Nie znam się na kaktusach, potrzebuję Waszego doświadczenia i wiedzy. Bardzo mi zależy na tym, aby Bombel żył. To priorytet. Liczę na profesjonalną pomoc. Jeśli ktoś ma zły dzień i chce się wyżyć na mojej nie-wiedzy to proszę znaleźć inna ofiarę

Swoją drogą, czy ten rodzaj kaktusa można rozmnożyć? Jeśli tak, to w jaki sposób?
