Jest mi bardzo miło, że ktoś odwiedził moje parapetówki
I koniec weekendu, oby nas słoneczko przez cały kolejny tydzień nie opuszczało
Olcia, bo też utrzymanie przy życiu tych rozkapryszonych księżniczek chyba dla nikogo nie jest łatwe, chyba że się ma oranżerię i stworzy warunki jak w Polinezji ;). Moje krzaczki nie wyglądają imponująco, a ja ciągle kombinuję jak im dogodzić. Teraz z wiosną, jakby się ocknęły trochę z letargu, nawet kilka zabiera się za kwitnienie, a inne dwa mam na intensywnej reanimacji. Wściekam się na nie często, lubią je mączliki, ale nie potrafię z nich zrezygnować, bo jak tylko któryś zakwitnie to zapominam o wszystkich udrękach, których mi dostarczają.
Barbra, hibiscusy i hoje są zazdrosne, nie zostawiają dużo miejsca na inne fascynacje, choć oczywiście kilka innych roślin mam również ;) no i każda padnięta roślina napawa mnie smutkiem.
Ostatnim nabytkiem spod innego znaku jest stromanthe Triostar i choć wiem że pewnie go zamorduję, bo też ciężki w utrzymaniu, ale nie mogłam się powstrzymać
Annau,
wiele doniczek na parapecie, sprawiały na mnie wrażenie nieładu, a teraz cóż...sama takie posiadam
każda z nas tak myśli dopóki nie wpadnie w szpony jakieś zielonej manii

, u mnie więcej już wisi niż stoi, teraz kombinuję coś na kształt siatki z zaczepianymi doniczkami

, bo przy takiej ilości doniczek, klasyczne kwietniki się nie sprawdzają, są ładne, ale za mało kwiatów się na nich mieści
Lisico,

do wymyślania tytułów nie mam głowy a -ładne kwiatki- to takie dwuznaczne, jakby ;)
To może przedstawię chyba najstarszego hibiskusa, bardzo popularnego, którego chyba wszyscy znają. U tej odmiany bardziej zachwycają mnie liście niż same kwiaty, choć i im nic nie brakuje. To naprawdę staruszek, bardzo stara odmiana, zarejestrowana 01.01.1900

Taka data przywodzi mi na myśl pana botanika w pumpach w kratkę, w kapeluszu z szerokim rondem i siatką na motyle na ramieniu ;)
Oczywiście chodzi o odmianę Snow Queen, Królowa Śniegu
