
Ten aporocactus był ukorzeniony w 2014, jest drugi w mojej "karierze" - przed nim też zabiłam jednego. One są dość problematyczne zimową porą, jak dla mnie, bo łatwo usychają im te witki, a jak tylko jest ciut wilgoci, choćby w powietrzu, to natychmiast zaczynają wypuszczać te swoje ciągutki. Więc tak źle i tak niedobrze.
Pąki rosną, słońca więcej nie ma, niż jest, a tymczasem kilka kwiatków sie pojawiło:


ps
Nawiązując do 'ale to już było' - w piątek rano (przedwczoraj) skrobałam szyby
