Wczoraj wczepił mi się drań w noge, tuż nad kostką. Sama nie bardzo miałam go jak wyciągnąć (chociaż niejednokrotnie wyciągałam moim psom i mojemu narzeczonemu). Pojawił się mały rumień i zadzwoniłam do NFZ... powiedzieli, żeby zgłosic sie do lekarza Pierwszego kontaktu. No to pojechałam. Mojej lekarki już nie było ale była inna... Dowiedziałam się od niej, że oni kleszczy nie wyciągają, że w aptece sa takie specjalne urządzenia do wyciągania i żeby sobie wyciągnąć... zapytałam a co jeśli nie uda mi się wyciągnać całego... a ona na to, że wtedy pani do mnie przyjdzie i dam skierowanie do chirurga
Poszłam na izbę przyjęć i pani pielegniarka powiedziała, że zapyta pania doktor (inna) czy zejdzie z oddziału... no i zeszła... jak jej powiedziałam, że lekarka pp odmówiła mi pomocy myślałam, że się wścieknie. Powiedziała, że to zgłosi gdzieś. Ja na pewno napisze pismo do dyrektora szpitala... Dostałam antybiotyk i mam kontrolować to miejsce do 4 tygodni.
Ratując jednego psa nie zmienimy świata. Ale świat zmieni się dla tego jednego psa.
Co do ludzi - dobrze się zaszczepić na odkleszczowe zapalenie opon mózgowych. Na borelioze niestety szczepień nie ma - jedyne co pozostaje, to długie rękawy, nogawki i bardzo dokładne obejrzenie się po powrocie z zarośli, łąk itd. "Przegląd" trzeba robić w miarę szybko (kleszcze często się trochę pogramolą, nim uznają, że już wybrały dobre miejsce do wkłucia), no i konieczna jest druga osoba - żeby obejrzała nogi, plecy, głowę.
Odnośnie psów - z własnego doświadczenia radzę podwójne zabezpieczenie, zwłaszcza przy psach kudłatych, długowłosych. U mnie jeden (kaukaz) miał babeszję mimo założonej obroży Kiltix, a drugi (podobny kudłacz), również ją złapał, chociaż miał zakroplone i teoretycznie ważne krople Fiprex. Jedyna nasza psina, która jeszcze nie miała babeszji, to sunia krótkowłosa, w której sierści preparat rozchodzi się lepiej, ale też zdarzało się, że kleszcz się wkręcił. Od zeszłego roku stosuję podwójną ochronę: obroża + krople dla wszystkich naszych psów i widać, że działa to skuteczniej. Z tym, że w przypadku obroży (Kiltix, może inne mają inny czas ważności) trzeba ją wymienić w połowie sezonu. U nas kleszczowy sezon zaczyna się już w lutym-marcu, obrożę wymieniam w lipcu. Druga ważna rzecz to to, że od czasu do czasu trzeba ją zdjąć, przetrzeć wilgotną szmatką lub papierem i porozciągać, żeby substancja się nadal równo wydzielała. A aplikując krople, trzeba dobrze rozgarnąć sierść i nakładać je prosto na skórę. Dobrze też preparat rozłożyć - trochę na kark, trochę na pupę, po trochu na boki.
Przepraszam, że się tak mądrzę, ale kto wie, może komuś to się przyda. Kleszcze traktuję bardzo poważnie, bo mam z nimi, niestety, doświadczenie. Sobie wyciągałam pewnie już ponad 60 sztuk (z czego ponad 40 po jednej nocy spędzonej w śpiworze w lesie - miałam je dosłownie... wszędzie). A babeszję, jak się okazało jesienią zeszłego roku, potrafię już rozpoznać nim wystąpią typowe objawy (zmęczenie lub senność, gorączka, blade dziąsła, śmierdzący ciemny mocz) - z tego dla odmiany się cieszę, bo w przypadku babeszji liczy się każda godzina - pierwotniak atakuje czerwone krwinki i uszkadza nerki.
zuzanna2418 pisze:Gosiu Mzimu, bardzo fachowe porady i co najważniejsze- poparte praktyką Pamiętajmy też o kotach. Ja jednego straciłam przez babeszjozę.
Dziękuję, Zuza. Na kotach znam się bardzo słabo (żaden by u nas nie przeżył...), ale jestem zdziwiona. Słyszałam, że kotom nie zagrażają choroby odkleszczowe. Rozumiem, że to tylko taka optymistyczna plotka?
Babeszjozę u kotów od lat odnotowuje się w krajach europejskich klimatu ciepłego ale także np. w Niemczech. W Afryce np. to zakażenie bardzo powszechne. W polskim piśmiennictwie weterynaryjnym potwierdzony i opisany przypadek kliniczny miał miejsce w 2008r. Mój kot był leczony objawowo, niestety nikt nie zrobił testów na babeszję sądząc właśnie, ze ta choroba u kotów nie występuje, choć objawy były bardzo podobne do tych występujących u psów. Zatem trzeba mieć się na baczności
jako że w złapaliśmy w ogrodzie kilka sztuk zeszłego roku na sobie i dziecku , postanowiłem kupić środek do ich usunięcia . Rozpylony w ogrodzie ma ponoć za zadanie ich unieszkodliwienie , ale nie chciałbym unicestwić pozostałych owadów - głównie tych pożytecznych .
Może ktoś stosował jakiś już środek i ma jakieś doświadczenie w tym względzie ?
Nawet jeśli wybije kleszcze w danym momencie, to przecież i tak może przynieść ptak, kot, inne dzikie zwierze.
Edit : Co to za preparat? Tak sobie poczytałam to nie można go stosować przy chorych, poza tym za wcześnie stosowany bije również biedronki pszczoły itp.
Szczerze mówiąc to wątpie aby dało sie je przechytrzyć,kleszcze mają mnóstwo wrodzonej cierpliwości,potrafią spędzić np 18 lat w bezruchu podczas oczekiwania na ofiarę,więc tutaj nic nam nie pomoże oprócz specjalnych preparatów ochronnych.
warm pisze:Nikt nie ma żadnych sposobów na ograniczenia pogłowia kleszczy na terenach zielonych?
Podobno przydomowa hodowla perliczek wpływa na zmniejszenie się populacji kleszczy w okolicy
Jeśli chodzi o ochronę osobistą, to jedynym skutecznym środkiem spośród wypróbowanych przeze mnie, okazał się roztwór permetryny. Moczyłem nim spodnie, a następnie suszyłem. Podobno permetryna utrzymuje się na materiale przez kilka kolejnych prań - tego nie testowałem.
Przeprowadziłem eksperyment na kilku sztukach złapanych na moich kotach i po max. kilkunastu sekundach na spodniach kleszcz odpadał, potem już nie wstawał, więc środek skutecznie je zabija.
Tylko UWAGA! Permetryna jest niebezpieczna dla kotów. I jeszcze jedno: bardzo ciężko ją gdziekolwiek dostać. Chyba najtańsza dostępna postać jaką udało mi się znaleźć to środek ASPERMET 200EC.
U mnie na działce kleszczy mnóstwo! Nie dość, że działkę mam na terenach wilgotnych, to jeszcze po deszczu można je na kilogramy wynosić Ja już miałam na swoim ciele z 5 czy 6, a mąż tylko 1 - tylko, że ja więcej w ziemi grzebię, w trawie i zaroślach siedzę, a mąż nie.