Taaaa....
wczoraj też się okazało, że tam gdzie uprzątnęłam gałęzie i szykowałam grządkę mam ...chodnik!
Całą jesień i wiosnę pracowałam żeby tam oczyścić, teren ładnie się zapełnił paprocią, dosadziłam goździków i innych roślinek szybko rozrastających się, zasiałam wkoło trawnik. Już miałam robić fotę i chwalić się, kiedy przy wsadzaniu zdobycznych orlików łopata mi się na czymś zatrzymała... Okazało się, że pod ziemią są płytki i to całkiem duże, ułożone w coś jakby długa litera L.
Znowu rozkopywanie...
Tak, to pod bramką to liliowce te pomarańczowe. Rozrastają się jak chcą i bardzo ładnie zapełniają grządki , których już nie używam. I dobrze się sprawdzają w ogrodzie gdzie biega pies. Kiedyś tam była grządka wiosenna z tulipanami, żonkilami, hiacyntami , prymulami itd, ale nie przetrwała starcia z rozpędzoną bestią. No i cebulki chyba coś zeżarło, bo przestało cokolwiek wyrastać.
A te drugie kępy to chyba też w częśći liliowce, ale już jakieś inne kolory. Nigdy nie zagłębiałam się w odmiany,wiem , że jedne są żółte, coś chyba było białego, i 2 to jakieś inne kwiatuszki różowe i fioletowe.
Nie myślę aż o takiej odnowie.
Jeśli już bym czymś zakrywała szkielet to najtaniej chyba wyjdzie folią, ale póki co myślę głównie o odnowieniu konstrukcji. Czyli oczyszczeniu jej i przemalowaniu tak jak i wszystkie inne elementy metalowe,żeby nie mieć rozkładającego się złomu. Wkładanie w każdy kwadrat osobnej szybki nawet mi nie przyszedł do głowy, szczególnie, że przy moim amatorskim trybie jest mi to niepotrzebne. Fachowej szklarni i tak chyba z tego nie będzie , bo tam jest dość ciemno, a prądu jak wiadomo nie ma.
Ale mimo wszystko cieszę się, że temat szkieletu się tu przewija, może wreszcie wpadnie mi jakieś przyjemne rozwiązanie.
Marysia, ale mówią do mnie Majka. Powinnam była się przedstawić.
